Walka na ringu w Las Vegas rozpoczęła się z kilkudziesięciominutowym opóźnieniem, ponieważ Pacquiao (54-4-2, 38 KO) chciał w szatni obejrzeć do końca siódmy mecz finału Konferencji Wschodniej w koszykarskiej lidze NBA Miami Heat - Boston Celtics. W obozie Bradleya (29-0, 12 KO), mimo to panował spokój. Nam to nie przeszkadza. Szykowaliśmy się na tę noc ponad dwa miesiące, możemy zaczekać jeszcze trochę - powiedział trener Amerykanina Joel Diaz. Dwunastorundowy pojedynek był wyrównany. Eksperci telewizji transmitującej walkę w Stanach Zjednoczonych uważali, że nieznacznie lepszy był obrońca tytułu. Sędziowie byli jednak odmiennego zdania. Dwóch punktowało 115-113 dla Bradleya, a trzeci w tym samym stosunku, ale na korzyść Pacquiao. Po ogłoszeniu werdyktu publiczność zgromadzona w hali MGM Grand zaczęła buczeć.
Walczyłem najlepiej jak potrafię, ale najwyraźniej to nie wystarczyło. Przyznaję jednak, że jego ciosy nie zrobiły na mnie dużego wrażenia. Większość trafiła bowiem w moje ramiona - podkreślił Filipińczyk. Nie uważam Pacquiao za tak dobrego pięściarza jak większość. Nie poczułem dziś jego siły - odparł Bradley. Amerykanin za walkę otrzymał pięć milionów dolarów, ale zapowiadany już rewanż na 10 listopada powinien uczynić go znacznie bogatszym. Na konto Pacquiao wpłynęło 26 mln.