Startujący z pole position Vettel odniósł drugie zwycięstwo w sezonie, a czwarte z rzędu. Wyprzedził Brytyjczyka Jensona Buttona z McLaren-Mercedes. Na ponad trzy okrążenia przed końcem z rywalizacji odpadł Rosjanin Witalij Pietrow z Renault, który zatrzymał bolid na poboczu.

Reklama

Była to 13. edycja tej imprezy, a po raz drugi z rzędu na najwyższym stopniu podium stanął 23-letni Niemiec, najmłodszy mistrz świata w historii F1. Broniący w tym sezonie tytułu kierowca odniósł 12. zwycięstwo w karierze.

W sumie triumfował po raz czwarty z rzędu, bowiem ubiegły rok zakończył wygranymi w GP Brazylii i GP Abu Zabi, a przed dwoma tygodniami również był najlepszy w GP Australii.

"Kocham to i nie sądzę, żebym mógł być szczęśliwszy, niż w tej chwili. Dwa starty i dwa zwycięstwa - to perfekcyjny początek. Chociaż obecnie nie mogłoby być lepiej, to sezon jest długi i przed nami jeszcze dużo wyścigów" - powiedział Vettel, który w niedzielę tylko podczas zmiany opon tracił prowadzenie.

Reklama

Gdy jednak rywale również odwiedzali swoje boksy, od razu wracał na pierwszą pozycję, jaką wywalczył w sobotnich kwalifikacjach. Tuż po starcie ruszył do przodu i szybko uzyskał przewagę nad resztą stawki. Jednak za jego plecami jeszcze przed pierwszym wirażem doszło do licznych przetasowań.

Słabo rozpoczął GP Malezji drugi kierowca Red Bull-Renault - Mark Webber. Australijczyk, który wystartował z czwartego miejsca, zupełnie pogubił się po zapaleniu zielonego światła i od razu stracił kilka lokat. Później jednak mozolnie odrabiał dystans i mimo czterech postojów w alei serwisowej finiszował jako czwarty, a na dwie rundy przed końcem omal nie wyprzedził Heidfelda.

Niemiec, który ściga się w zastępstwie przebywającego wciąż w szpitalu we Włoszech Kubicy, wykorzystał zamieszanie na starcie, gdy większość kierowców szukała jak najlepszych pozycji po wewnętrznej stronie toru. On ruszył do przodu z szóstego miejsca po zewnętrznej, a wchodząc w pierwszy wiraż wyprzedził Hamiltona i został dość nieoczekiwanym wiceliderem.

Reklama



Jednak po kilku rundach stracił wysoką pozycję, by w drugiej połowie wyścigu znów zbliżyć się do czołówki. Ostatecznie zdobył wywalczył drugie miejsce na podium w tym sezonie dla ekipy Renault. W Australii również trzeci był Pietrow.

Rosjanin zmarnował szansę na zdobycie kolejnych punktów, popełniając błąd na jednym z wiraży, w wyniku którego jego bolid zatrzymał się na poboczu, a kierowca na piechotę wrócił do sztabu Renault.

Kolejne rozczarowanie przeżyło szefostwo Ferrari, bowiem piąte miejsce Brazylijczyka Felipe Massy i szóste Hiszpana Fernando Alonso raczej nie spełnia oczekiwań. Chociaż włoski zespół jest nadal trzeci w MŚ konstruktorów, to wyraźnie ustępuje ekipom Red Bull-Renault i McLaren-Mercedes. Coraz większą konkurencję z kolei stanowi dla niego Renault.

Rozczarowanie w końcówce przeżył w niedzielę Brytyjczyk Lewis Hamilton z McLaren-Mercedes, który w pierwszej połowie dystansu był drugi w stawce, później trzeci, zanim wyprzedził go Heidfeld. Na 10 okrążeń przed metą miał kolizję z Alonso i po kolejnym zjeździe do boksu spadł na siódmą lokatę.

Za nim punktowali jeszcze Japończyk Kamui Kobayashi z Sauber-Ferrari, Niemiec Michael Schumacher z Mercedes GP oraz Szkot Paul di Resta z Force India-Mercedes.

Mimo bardzo pesymistycznych prognoz, ani podczas kwalifikacji, ani podczas wyścigu nie padał deszcz, poza niewielką mżawką. Ta jednak nie zmusiła kierowców nawet do zmiany ogumienia choćby na przejściowe. Jadąc po niemal suchym torze wszystkie teamy zrealizowały strategię czterech lub trzech postojów.

Kolejny wyścig - za tydzień. Kierowcy będą rywalizować o GP Chin na torze w Szanghaju.