To nie był dzień kierowcy Ferrari. Kilkanaście okrążeń przed końcem wyścigu o Grand Prix Europy na torze w Walencji Fin musiał zjechać na tankowanie i zmianę opon. Naciskał na niego rywal i rodak ze stajni McLarena Heikki Kovalainen. Raikonen stał w pit-stopie, a cenne sekundy uciekały. W końcu sądził, że zapaliło się zielone światło i ruszył.
Ale jego bolid nie był gotowy do odjazdu. Nadal przyczepiony był wąż, przez który tłoczono paliwo. Przy samochodzie pracowali mechanicy. Kiedy Kimi ruszył, wąż trafił w głowę jednego z mechaników, bolid pociągnął go kilka metrów, wciągając jeszcze jego stopę pod koło. Wyglądało to naprawdę groźnie.
Raikkonen ruszył w dalszą trasę, ale pech go nie opuśicł. Po przejechaniu dwóch okrążeń puścił ze swojego silnika tabuny dymu i zakończył wyścig na poboczu. Po zawodach od razu przyznał się, że wypadek w pit-stopie był jego winą.