Dramat Kubicy rozpoczął się na 14. okrążeniu. Wtedy swój bolid rozbił o bandę Brazylijczyk Nelson Piquet z Renault i na tor wjechał "samochód bezpieczeństwa". Stało się to w złym momencie dla Polaka, który jechał na resztkach paliwa i był zmuszony zdecydować się na dotankowanie, gdy boksy były oficjalnie zamknięte. Ukarano go za to dziesięciosekundowym postojem w alei serwisowej, co - doliczając czas przejazdu przez parking - oznaczało półminutową stratę.

Reklama

Kubicy po wyścigu mówił o ogromnym pechu, ale przyznalłteż, że źle zachowali się szefowie zespołu BMW. "Wiedziałem, że mam bardzo mało paliwa, więc zapytałem przez radio, czy mam zjechać na pit stop. Zespół nakazał mi jednak pozostanie na torze. Miałem świadomość, że tak czy inaczej będę musiał ponieść karę, ale mogłem zjechać wcześniej - tak jak Nico Rosberg. Niepotrzebnie przejechałem jeszcze jedno okrążenie - później aleja serwisowa była zamknięta i musiałem czekać, aż przejadą wszystkie samochody. W tym momencie wyścig był już dla mnie skończony" - mówił z żalem Kubica.

Czy Kubica ma prawo mieć pretensje do swoich przełożonych? Hmm... Polak wyścig ukończył na 11. miejscu, a Rosberg, który przed całym wydarzeniem był za nim, linię mety minął jako drugi... Ocenę pozostawimy Wam.