Wszystko przez przedłużającą się kontuzję środkowego palca prawej ręki. "To niby drobny uraz, ale żeby dysk leciał daleko, trzeba podkręcić go właśnie tym palcem" - mówił Polak.

Jeszcze tydzień temu Małachowski nie wyobrażał sobie, że nie pojedzie do Berlina. Z każdym dniem było jednak gorzej. Gdy brał do ręki dysk, puchła mu dłoń. "Wykonuję zajęcia z kulą i na siłowni. To mogę robić, ale co z tego, że jestem w bardzo dobrej dyspozycji fizycznej, skoro w ogóle nie mogę pracować nad techniką. Bez tego nie można osiągać dobrych wyników" - powiedział polski dyskobol.

Reklama

Kilka dni temu Małachowski konsultował się z ortopedą Andrzejem Jóźwiakiem. Nie pomogło. Teraz będzie szukał pomocy u Roberta Szmigielskiego. "Od tych konsultacji będzie bardzo dużo zależało. Ale nie tylko od tego" - twierdzi Małachowski. "Wezmę również pod uwagę wyniki mityngu w Barcelonie i mistrzostw Polski w Bydgoszczy. Jeśli będę rzucał jak junior młodszy to nie ma sensu, bym jechał do Berlina. Wtedy należy skupić się przede wszystkim na leczeniu".

Gdyby zawodnik Śląska Wrocław był w pełni formy na turnieju w Berlinie, z pewnością walczyłby o medal. W swoim drugim starcie w tym sezonie, na mityngu w Halle, poprawił rekord polski - rzucił dysk na odległość 68,75 m. W tym roku lepszy od niego był tylko mistrz olimpijski Estończyk Gerd Kanter (71,64 m.).