"Waleczni i niebezpieczni" - taki napis miała polska reprezentacja na autokarze podczas mundialu w Niemczech. Teraz macie napis " ...bo liczy się sport i dobra zabawa". Też w taki sposób zareklamowałby pan swój zespół?
Jacek Bąk: Nie jestem specem od haseł reklamowych. Mamy solidny zespół i w dobrym dniu potrafimy napsuć krwi najlepszym. Coś możemy ugrać w tej Austrii.
Medal?
Tego nikomu nie zagwarantuję, bo banki też dają gwarancje, a później ludzie mają z tym kłopoty.
Czy możemy być taką niespodzianką mistrzostw jaką byli Grecy przed czterema laty?
Chciałbym, byśmy wyszli z grupy. Czy będziemy Grecją, Japonią czy jeszcze kim innym to nie ma znaczenia. Osiągnijmy najpierw cel minimalny -- awans do kolejnej rundy. Mam za sobą dwa duże turnieje czyli mistrzostwa świata, które kompletnie nam nie wyszły. Na koniec kariery pora zrobić krok do przodu.
Po Euro kończy pan reprezentacyjną karierę. Nie ma szans na zmianę tej decyzji?
Nie. Mam 35 lat i wystarczy. Pora ustąpić miejsca młodzieży, perspektywicznym piłkarzom, a nie na siłę śrubować bilans meczów w kadrze.
Ma pan 93 mecze w reprezentacji. Z Danią będzie 94. Ma pan szansę na sto meczów w reprezentacji. Warunkiem jest awans do finału Euro.
Pamiętam jak tak sobie żartowaliśmy. Powtarzam -- wyjdźmy z grupy. Na razie nie myślmy o półfinałach i finale.
Kończą się mistrzostwa, zaczynają eliminacje do mistrzostw świata. Beenhakker ma kłopot z obrońcami. Dzwoni do pana: Jacek, musisz pomóc! No i co pan na to?
Będę do dyspozycji, jeśli forma będzie dopisywać. Ale musiałaby pojawić się taka awaryjna sytuacja. Przecież na środku obrony zastąpić mnie mogą: Dudka, Jop, Radomski czy Kokoszka. Nie ma ludzi niezastąpionych.
A widzi pan perspektywicznych piłkarzy w naszej reprezentacji?
Choćby Adam Kokoszka. Ale młodzi potrzebuję ukierunkowania, podpowiedzi, ogrania. Adam musi jak najwięcej występować. Ma 22 lata i nie może sobie pozwolić na tracenie czasu na ławce w klubie. Najlepiej, gdyby ci młodzi wyjechali szybko na Zachód. Pojechałem do Francji w wieku 21 lat i nawet teraz widzę, że mam zupełnie inne nawyki boiskowe od tych, którzy grali lub grają w Polsce.
Mówił pan o Leo Beenhakkerze: "On jest stary? Czy on niedowidzi, niedosłyszy? Weźmy dziesięciu młodych. No i co z tego wyjdzie? On ma myśl, trzeźwe spojrzenie na futbol, ludzi, jasny umysł, doświadczenie i klasę" - to słowa sprzed kilku miesięcy. Coś się zmieniło?
Absolutnie! Widzi i słyszy jeszcze lepiej (śmiech). Nie zmienię zdania o fachowości Beenhakkera. Zresztą to, że za moment po raz pierwszy zagramy w mistrzostwach Europy jest najlepszym świadectwem jego klasy. W mojej klasyfikacji najlepszych trenerów z którymi pracowałem zajmuje miejsce w ścisłej czołówce. On po prostu świetnie zna się na futbolu. Są trenerzy, którzy mają duże mniemanie o sobie, ale kiepską wiedzę o piłce. Beenhakker pracował w Realu. W Madrycie nie bierze się trenerów z ulicy.
Cecha Beenhakkera, która najbardziej panu imponuje?
Spokój! Nie wprowadza nerwówki w drużynie. Nawet, jeśli sam "gotuje" się gdzieś w środku to nie zaraża nas tym. On wie, że chcemy wygrywać. A jak nam nie idzie to nie wrzeszczy, nie bluzga, nie rzuca w szatni butami, bo co to da? Choć czasami potrafi poczęstować ostrym słowem.
W niedzielę zagracie z Danią. Ten przeciwnik pojawia się w ważnych momentach pańskiej kariery.
Tak, po przegranym meczu 1:5 z Duńczykami za kadencji trenera Pawła Janasa zastanawiałem się czy nie zrezygnować z występów w reprezentacji. Czułem się wypalony, a na dodatek byłem po operacji kolana. Ale przeszło mi.
Meczem z Danią Leo Beenhakker debiutował jako selekcjoner naszej reprezentacji. Dwa lata temu przegraliśmy gładko 0:2.
Słabo nam się grało, później z kolei przegraliśmy z Finlandią i zaczęła się nagonka na Beenhakkera. Zupełnie bezsensowna, bo w miesiąc jeszcze nikt nie zbudował drużyny. Jesteśmy impulsywnym narodem i wszyscy chcieliby, by sukcesy przyszły na pstryknięcie palcem.
Na szczęście później było już lepiej.
Musiało być, bo podkreślam - Leo zna się na piłce, żyje tym, jakby miał ze trzydzieści lat mniej.