Piatek, 6 czerwca 2008. Do historycznego, pierwszego meczu Polaków na Euro odliczamy godziny. "Tym razem żadnego płaczu nie będzie" - zapewnia Boruc na łamach DZIENNIKA. "Chyba, że po spotkaniu finałowym" - dodaje bramkarz Celticu od którego dyspozycji w niedzielny wieczór będzie zależało bardzo wiele. "Ale piłka nożna to gra zespołowa. Niech w kadrze będzie najlepszy bramkarz na świecie, a przed nim stoją najlepsi obrońcy. Bez odpowiedniej linii pomocy i ataku, taka drużyna nie ma racji bytu. Nie zdoła wygrać meczu. Chyba, że przypadkiem. Znamy Niemców, a oni nas. Zresztą, cały świat wie, jak oni grają, a mało kto potrafi ich pokonać" - zaznacza.
Do spotkania w Dortmundzie nie chce wracać. "Nie będę ściemniał, coś tam w głowie zostało, ale spokojnie. W niedzielę przestanę o tym myśleć" - dodaje. "Jestem optymistą, przynajmniej przed rozpoczęciem turnieju. Zebrało się paru fajnych chłopaków, którzy wiedzą, czego chcą - zrobić duży wynik. Wyglądamy dużo lepiej niż wcześniej i pragniemy sukcesu, nawet medalu. Nie straszmy się sami, jacy to nasi rywale są silni. Patrzmy na siebie, my także mamy dobrych piłkarzy" - przekonuje Boruc.
Polski bramkarz to postać charyzmatyczna i kontrowersyjna, często nie ukrywa emocji, które nim kierują. Mamy nadzieję, że w pierszym spotkaniu Euro sportowa złość dodatkowo zmotywuje go do walki. "Polska reprezentacja już dwa razy dostała od Niemiec na mundialu. Wystarczy" - zapewnia Artur.