"Nie zamierzam zrezygnować" - zaznacza Holender. "Właśnie siedzę i przygotowuję plan. Chcę, żebyśmy od razu po moim powrocie mogli ruszyć do roboty".

Zanim to jednak nastąpi, Beenhakker wspólnie z Polskim Związkiem Piłki Nożnej musi ustalić, jaki kształt powinien mieć sztab szkoleniowy kadry. Wiadomo, że ten, który miał nas przygotować do występów na Euro 2008, musi ulec zmianie, a - przede wszystkim - zmniejszeniu. Dotychczas aż osiem osób pomagało selekcjonerowi. Na zdrowy rozsądek, wystarczyłaby połowa.

Reklama

Tematem numer jeden jest dobór asystenta. Wiadomo już, że "polski trzon" sztabu szkoleniowego, a więc Bogusław Kaczmarek, Adam Nawałka i Dariusz Dziekanowski, nie będzie współpracował z kadrą. Nawałka i Kaczmarek najprawdopodobniej sami zrezygnują z pełnionych funkcji, zaś Dziekanowski wrócił do tematu "problemy osobiste" (była ukochana, Ewa Domżała, oskarża go o nękanie), więc deklarację prezesa PZPN Michała Listkiewicza, według której "Dziekan" miałby zostać następca Holendra, możemy traktować tylko w kategoriach żartu.

Antoni Piechniczek zażądał wręcz, by nowy asystent trenera reprezentacji był młodym Polakiem, który przejmie po Beenhakkerze kadrę w niedalekiej przyszłości.

"A ja pytam, co w tym nowego? Dokładnie z takimi założeniami zaczynaliśmy naszą współpracę w 2006 roku" - denerwuje się selekcjoner. "Dokładnie po to w sztabie trenerskim reprezentacji znalazł się Dziekanowski. Wierzyłem w to, że po przepracowaniu wspólnie kilku lat będzie gotowy, by objąć kadrę. Gdy zostawałem selekcjonerem, odbyłem kilka rozmów z młodymi polskimi trenerami. Z kilku powodów mój wybór padł właśnie na Dziekanowskiego. Według mnie najlepiej się do tego nadawał".

Reklama

Czy to nie przypadek, że Beenhakker używa czasu czasu przeszłego, mówiąc o Dziekanowskim? "Nie chcę na razie o tym mówić. Wszystkie decyzje personalne poznają najpierw moi współpracownicy. W tej chwili jestem zajęty analizowaniem występu Polski na Euro i opracowywaniem planu na najbliższe dwa lata. Podsumowując ten wątek" - przykro mi to mówić, ale w tym genialnym pomyśle pana Piechniczka niestety nie ma nic nowego ani odkrywczego.

Największe szanse na pozostanie przy drużynie mają Andrzej Dawidziuk i Jan Urban. Pierwszy najprawdopodobniej będzie samodzielnym trenerem bramkarzy. Udowodnił przecież, że poradzi sobie z tą rolą, a Frans Hoek wraca do Holandii. Z kolei Urban zrobił na Beenhakkerze najlepsze wrażenie. Dlatego to właśnie on ma olbrzymie szanse, by zostać asystentem selekcjonera w eliminacjach mistrzostw świata.

Reklama

Na razie pewne jest jedno -- zostaje Beenhakker. I jeśli wyciągnął jakieś wnioski z przegranego turnieju, zacznie zmieniać ludzi w swoim otoczeniu. Na razie bowiem zajmował się głównie narzekaniem na swoich krytyków. Ci ostatni już nie przeszkadzają mu tak bardzo, choć wciąż nie chce się z nimi zgodzić.

"Cóż, to jest część futbolu. Wszyscy krytykują. Nie jest tak, że Polacy mają jakąś wyłączność na krytykowanie swojego trenera. To samo ma Roberto Donadoni we Włoszech, Karel Brueckner w Czechach czy Raymond Domenech we Francji. Różnica jest taka, że tam krytykują swoich trenerów za to, co osiągnęli albo czego nie osiągnęli. U nas jest za dużo krytyki dotyczącej spraw personalnych" - kończy selekcjoner.