Beehnakker, który pojawi się w Polsce jutro, przyjedzie tylko na półtora dnia. Już w czwartek, natychmiast po zebraniu zarządu PZPN, ma znowu wylecieć do Belgii, gdzie ma swój dom. Polskę ponownie opuści na 3-4 dni, aby potem podobno wrócić do nas na dłużej. Podobno, bo nie wiadomo, jak potoczą się obrady zarządu - pisze "Polska".

Reklama

Decydujący dla Wydziału Szkolenia ma być raport z Euro. Jeśli Beenhakker nie przedstawi go w środę, sprawa będzie łatwa do rozwiązania: Holender nie wywiąże się z obowiązków i będzie to podstawa do zerwania kontraktu.

Innym pretekstem będzie niewystarczające wyjaśnienie w raporcie przyczyn porażki i nieprzyznanie się do winy za klęskę na Euro. Jeśli to nie doprowadzi Leo do dymisji, Wydział Szkolenia będzie chciał zmusić go do rezygnacji, narzucając mu wyłącznie polski sztab szkoleniowy - twierdzi "Polska". Chodzi o to, by Leo sam podał się do dymisji. PZPN nie zamierza bowiem płacić ogromnego odszkodowania (1,2 mln dolarów) za zerwanie umowy.

Jego następcą ma być Kasperczak. Już pod koniec 2002 r., gdy z prowadzenia kadry zrezygnował Zbigniew Boniek, władze PZPN zastanawiały się nad powierzeniem mu tej funkcji. Nazwisko Kasperczaka było także wymieniane po mundialu 2006. "Za dwa tygodnie będę coś więcej wiedział na ten temat. Na razie nie chcę się wypowiadać w tej kwestii" - mówi "Polsce" Kasperczak.