Beenhakker musi odejść?

Michał Listkiewicz: Moja teściowa, gdy wiatr zniszczy dach, albo okno, szuka winnych wśród ludzi. Wspaniała kobieta, ale w tym przypadku akurat racji nie ma.

Leo poprowadzi więc kadrę podczas eliminacji do mistrzostw świata?

Nie na sto, ale na dwieście procent. Nie ma możliwości, aby podał się do dymisji, albo żeby ktoś go zwolnił. No, oczywiście może się zdarzyć, że przegramy dwa lub trzy pierwsze mecze. Pamiętamy przecież jak Zbigniew Boniek się zawin…, to znaczy zrezygnował po meczu z San Marino.

Reklama

Jak wielu przyjaciół stracił Beenhakker po czwartkowym spotkaniu w PZPN?

Myślę, że jest status quo. To znaczy ci, co byli jego przyjaciółmi, pozostali nimi. Leo generalnie nie ma wielu przyjaciół. To nie jest człowiek z sercem na dłoni, ale jak kogoś obwącha, to mu zaufa.

Pan pozostał jego przyjacielem?

Reklama

Nie jestem jego przyjacielem, ale i na pewno nie wrogiem. Powiedzmy, że łączą nas szczególne więzi. Jestem jego przełożonym, no i to ja go zatrudniałem.

Zapytam inaczej – ilu Leo ma wrogów w PZPN?

Cóż, każdy ma wrogów, gdy jest selekcjonerem. I Paweł Janas ich miał, i Engel, i Wójcik. Słyszałem o jakimś ugrupowaniu w PZPN, które chce się pozbyć Beenhakkera, ale w praktyce niczego takiego nie widać. Najbardziej dociekliwy na czwartkowym spotkaniu był Andrzej Strejlau, ale jego uwagi akurat były merytoryczne. Nie wyobrażam sobie, aby to on chciał się pozbyć Leo.

A Engel?

Jurek skupia się na pracy nad systemem szkolenia. Na razie wyraźnych efektów nie widać, ale poczekajmy. Efekty będą.

Może pan po prostu nie zdaje sobie sprawy, co się teraz dzieje w PZPN?

Przyznaję – jest coś takiego jak „opcja trenerska”. To grupa ludzi, którzy doszli do wniosku, że sędziowie już sobie porządzili i teraz jest ich kolej. Ale przecież ja nie zajmuje się sędziowaniem od kilkunastu lat (śmiech).

I właśnie ta „opcja trenerska” ma dość Beenhakkera.

Nie sądzę, aby ktoś za moimi plecami knuł jakiś spisek. A jeśli nawet, to nie dopuszczę, żeby coś się działo bez mojej zgody. Nadal jestem prezesem i mówię, że Leo ma pozostać na swoim stanowisku.

Ale żeby już nie miał tak silnej pozycji jak dotychczas?

Pojawiają się odważne próby rozliczenia selekcjonera. Nie zaprzeczam, że pewna formuła się wyczerpała. Leo nadal będzie miał silną pozycję, ale musi przystać na pewne warunki. Jedni asystenci odeszli z własnej woli, innym skończył się kontrakt. Trzeba ich zastąpić. Kim? Na pewno Polakami. Sztab kadry się zmniejszy. Selekcjoner będzie miał jednego asystenta na stałe i jednego „luźniejszego” współpracownika.

Frans Hoek i Jan De Zeeuw zostaną?

Jeśli chodzi o Hoeka, to nie ma sensu zrywać z nim współpracy. I tak nie ma podpisanego z nami stałego kontraktu, płacimy mu dniówki. Przyjeżdża, prowadzi zajęcia i wyjeżdża. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że znakomicie przygotował Boruca i Fabiańskiego. Nawet Andrzej Dawidziuk to potwierdza. A co do De Zeeuwa… Wiem, że wielu ludzi w PZPN chce się go pozbyć, ale ja bym go zostawił. Trudno go nawet traktować jak Holendra. Przecież to w zasadzie Polak – niedługo otrzyma polskie obywatelstwo. Poza tym nie patrzę na nazwisko człowieka, tylko na to co zrobił. Jeśli chodzi o logistykę, De Zeeuw jest nieoceniony.

Przyznaję – jest coś takiego jak „opcja trenerska”. Grupa ludzi, którzy doszli do wniosku, że sędziowie już sobie porządzili i teraz jest ich kolej – mówi Listkiewicz

Wielu ludziom kojarzy się jednak z holenderskimi rządami w kadrze. Podobno miał duży wpływ na selekcję…

Absurd. Denerwują mnie głosy wzywające do rozprawienia się z holenderskimi współpracownikami Leo. Jestem zdziwiony atakami byłych selekcjonerów. Przecież Wójcik mógł sobie wybrać do pomocy kogo chciał. Tak samo Engel i Paweł Janas, który korzystał z pomocy syna. A Piechniczkowi powiedziałem: „Antoni, ty wybrałeś sobie Krzysztofa Pawlaka, mimo że to był człowiek zupełnie nieznany. I teraz co? Teraz krytykujesz Beenhakkera za to, że dobrał swoich ludzi?”. Mam wrażenie, że niektórzy są zdenerwowani samym faktem, że Leo może sam sobie dobierać kogo chce.

Czy to nie jest trochę tak, że Leo całą winę za niepowodzenia na Euro chciał zwalić na swoich polskich asystentów?

Nie sądzę. Beenhakker publicznie całą winę wziął na siebie.

Jak pan go tak będzie publicznie bronił, to może pan sobie narobić jeszcze więcej wrogów w PZPN.

Spokojnie. Już w czwartek usłyszałem zarzuty, że rządzę lekką ręką, że nie potrafię uderzyć pięścią w stół, ale dam sobie radę. Nikt się mnie z PZPN nie pozbędzie. Podczas wizyty Platiniego wielu delegatów UEFA powiedziało mi, że powinienem na jesieni kandydować na prezesa.

I będzie pan?

Wcześniej mówiłem, że nie, ale teraz mam poważne rozterki.

Podobno Platini powiedział premierowi Tuskowi, że nie wyobraża sobie, aby Listkiewicz nie rządził w PZPN przynajmniej do 2012 roku.

Tego nie wiem. Wiem natomiast, że prezes greckiej federacji, mimo fatalnej gry jego reprezentacji na Euro 2008, miał zrezygnować, ale będzie prezesem na następne lata. Dlaczego ja więc nie mógłbym pozostać na stanowisku?

A jeśli prezesem zostanie Grzegorz Lato?

To nic. Z Grześkiem świetnie mi się współpracuje. Jeśli zostanie wybrany, wciąż będę miał wpływ na to, co dzieje się w związku.