Ostatnio uradzili, że od tej pory wszystkie mecze finałowe Pucharu Polski będą rozgrywane na Stadionie Narodowym. Chcieli, żeby było tak samo jak w Anglii czy w Niemczech. O realiach zapomnieli, bo i po co o nich pamiętać? Przecież i tak od dawna żyją w swoim świecie. A problem w tym, że budowany na Euro 2012 Stadion Narodowy nie istnieje i nie będzie istniał jeszcze przez co najmniej trzy lata!
Jednak członkowie zarządu PZPN nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "uchwała wchodzi z życie z dniem podjęcia" - zaznaczyli na wszelki wypadek w dokumencie, który podpisał sam prezes Michał Listkiewicz.
Oznacza to, że w przyszłym roku lokalizacja finałowego meczu inna niż Stadion Narodowy będzie sprzeczna z prawem! Przecież "Narodowy" pojawia się również w nazwie Stadionu Śląskiego. Tam może być zorganizowany finał - z triumfem wyjaśnili pomysłodawcy uchwały, gdy "Fakt" wytknął im, że znowu narażają się na śmieszność. Żadnemu z nich oczywiście nie przyszło do głowy, że mecz na chorzowskim gigancie, który z trybun być może obejrzy ledwie kilka tysięcy ludzi (przecież w finale może zagrać np. Odra Wodzisław ze Zniczem Pruszków) to olbrzymie straty finansowe.
Ale co tam, ważne jest to, że Stadion ma właściwą nazwę. Określenie "Narodowy" pojawia się również w innych nazwach: Muzeum Narodowe, Park Narodowy, a nawet Narodowy Fundusz Zdrowia. Dla mędrców z PZPN może to mieć bardzo istotne znaczenie, które wykorzystają przy wymyślaniu kolejnych dziwacznych uchwał. Wszak jak głosiło hasło z autokaru polskich piłkarzy wożących ich po arenach Euro 2008: "liczy się sport i dobra zabawa".