Czy "Książę północy" - jak w środowisku nazywany jest Klocek - będzie kolejnym zatrzymanym w aferze korupcyjnej? Niewykluczone. Nazwisko tego działacza przewija się w procesie Arki Gdynia podejrzanej o kupienie 41 spotkań w latach 2003-2006. Klocek podobno miał pomagać gdynianom w załatwianiu dojść do arbitrów sędziujących mecze Arki. Oczywiście za pieniądze.
Sam Klocek wszystkiemu zaprzecza, ale fakty są nieubłagane. W końcu wsypał go sam "Fryzjer".
"To Klocek poznał mnie z byłym prezesem Arki Jackiem M." - powiedział na procesie we Wrocławiu Ryszard F. "Głównodowodzącym na Pomorzu jest właśnie Henryk Klocek. On dzieli i rządzi, a nie ten harcerz Jacek M. Pewnego razu prezes Arki przywiózł mi paczkę z pieniędzmi do Kołobrzegu. Potem przyjechał Klocek, aby ją odebrać. Mówił, że jemu nie wypada brać bezpośrednio od Arki, stąd moje pośrednictwo" - tłumaczył "Fryzjer".
Klocek kontaktów z "Fryzjerem" się nie wypiera, ale zapewnia, że nigdy nie było między nimi mowy o "załatwieniu" awansu Arce. Była za to mowa o... szczotkach. "Nasza firma produkująca meble współpracuje ze Szczotpolem z Wronek, który robi szczotki do czyszczenia rdzy. "Fryzjer" dzwonił do mnie i nalegał na spotkanie, bo chciał mnie przekonać, abyśmy zakończyli współpracę ze Szczotpolem i związali się z firmą jego brata, która zajmuje się tym samym. Mówiłem mu: Zobaczymy, proszę przysłać ofertę, a jak będę gdzieś przejeżdżał, to się spotkamy" - tłumaczy "Gazecie Wyborczej".
Co ciekawe, rozmowy o szczotkach były bardzo burzliwe, panowie wykonali prawie 300 telefonów. Mimo to nie doszli do porozumienia i z podpisania umowy wyszły nici. "Książę północy" przyznał, że rozmawiali jeszcze o sprowadzeniu samochodów z zagranicy, ale nigdy o korupcji. "Kiedy tak się przechwalał znajomościami, to czasami zastanawiałem się, czy ich nie wykorzystuje. Choć z drugiej strony jego słów nigdy nie brałem do końca na poważnie. Bo on był taki... bajarz" - wspomina Klocek.