Jeśli ktoś śledzi pana występy w Murcii w tym sezonie...

... występy? Raczej ich brak! Przecież ja niemal w ogóle nie gram.

Właśnie to chciałem powiedzieć. Spędził pan na boisku zaledwie niecałe 400 minut i strzelił tylko jednego gola. To chyba najgorsza jesień w pana karierze?

Po raz pierwszy w życiu zdarza mi się tak dużo siedzieć na ławce. To dziwne uczucie. Mimo to nie poddaje się. Przecież za mną niespełna połowa sezonu. Jeżeli do końca rozgrywek nie zacznę regularnie grać w Murcii, to przyznam publicznie, że byłem za słaby na drugą ligę hiszpańską. Nie będę, jak inni polscy piłkarze, szukał winy u trenera, który mnie nie lubił, tylko powiem wprost, że zawiodłem. Ale na razie jest za wcześnie na składanie broni. Na początku pobytu w Górniku i Groclinie też sobie nie radziłem. Potem strzelałem gole i było dobrze. Liczę, że w Murcii będzie podobnie.

Reklama

Czyli nie rozważa pan możliwości powrotu do polskiej ligi zimą?

Absolutnie nie. Mój jedyny kontakt z naszą ekstraklasą polega na tym, że regularnie rozmawiam z trenerem Polonii Jackiem Zielińskim, który jest moim przyjacielem. I niech tak zostanie.

Pan nie chce opuszczać Murcii, ale może klub zechce się pożegnać z panem? Zmienił się prezes i trener, więc może dojść do rewolucji kadrowej po zakończeniu rundy.

Reklama

Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Murcia to znakomite miejsce nie tylko do gry, ale i do życia. Mieszka tu wielu Polaków, u jednego z nich regularnie bywam w restauracji. Naprawdę nie chciałbym się stąd ruszać.

Pewnie przyzwyczaił się pan też do wypasionego domu z basenem, który znalazł klub?

Z tym domem wiąże się ciekawa historia. Polskie gazety napisały jakiś czas temu, że Sikora lekko zwariował, bo kazał sobie znaleźć chałupę z basenem. A to nieprawda. Po prostu szefowie klubu przedstawili mi do wyboru trzy wille i każda z nich miała basen. To co miałem zrobić? Kazać go usunąć?

Wróćmy do spraw piłkarskich. Bardzo ucieszył pana fakt, że trener Javier Clemente, który nie widział Sikory w składzie, stracił pracę?

Nie, ja miałem do tego człowieka zupełnie neutralny stosunek. Generalnie nasze kontakty nie były zbyt zażyłe. Pewnie dlatego, że on nie mówił po angielsku, ja po hiszpańsku, więc nie było się jak porozumieć.

Nie uczy się pan języka?

Uczę, dużo rozumiem, ale z mówieniem jest gorzej.

Ponoć Clemente wyprawił pożegnalną kolację, po której połowa drużyny znalazła się w szpitalu.

To prawda. Jakaś bakteria była w owocach morza, które zjedli moi koledzy. Ja nie lubię tego typu dań, więc zatrucie szczęśliwie mnie ominęło.

Clemente mówił, dlaczego nie widział pana w składzie?

On nikomu z niczego się nie tłumaczył. To specyficzny facet. Jego decyzje kadrowe wiele razy szokowały nie tylko piłkarzy, ale i kibiców a także dziennikarzy. Tak zmieniał skład, że nie było możliwości, by przewidzieć jaką jedenastkę wystawi następnym razem. Nie zmieniało się tylko jedno – zawsze graliśmy jednym napastnikiem. Przeważnie w przodzie zamiast mnie występowali Ivan Alonso lub Ranko Despotović. To znakomici zawodnicy. Zresztą my na każdej pozycji mamy utalentowanych graczy.

Na pewno? Gdyby było tak, jak pan mówi, to raczej nie zajmowalibyście miejsca w strefie spadkowej...

U nas jest tak, że indywidualne umiejętności piłkarzy nie przekładają się na grę zespołową. Liczę, że po Nowym Roku to się zmieni. I że pod rządami nowego trenera zacznę wreszcie więcej grać. Adriana Sikorę naprawdę stać na to, by zaistnieć w Segunda Division. Jeszcze to udowodnię!