"Nie rzucam słów na wiatr. Rezygnację złożyłem jeszcze już koniec grudnia właśnie po to, by umowa była jak najszybciej rozwiązana. Wszystko dokładnie przemyślałem. Nie chcę już być trenerem Bełchatowa" - powiedział Janas, któremu trudno ukryć rozczarowanie nie tylko polityką transferową, lecz również atmosferą wokół klubu.

Reklama

"Na najbardziej atrakcyjne mecze w Bełchatowie przychodzi co najwyżej cztery tysiące ludzi. Trudno na takiej bazie budować markowy zespół" - wyjaśnia były selekcjoner reprezentacji Polski, którego obowiązuje zwykły trzymiesięczny okres wypowiedzenia, bo w Bełchatowie podpisał standardową umowę o pracę, a nie profesjonalny kontrakt.

Kiedy przychodził do Bełchatowa w czerwcu ubiegłego roku, szefom klubu znów zamarzyły się puchary. Nowemu trenerowi obiecywano transfery i zatrzymanie najlepszych zawodników. Latem zamiast spektakularnych zakupów, ściągnięto do GKS Piotra Kuklisa, Marcina Drzymonta oraz mało znanego Janusza Gola. To wystarczyło jednak doświadczonemu szkoleniowcowi wydźwignąć zespół z kryzysu po nieudanym poprzednim sezonie. Drużyna PGE wygrała m.in. z Lechem Poznań i Legią Warszawa.

W klubie z satysfakcją podkreślano duży wkład Janasa w bardzo dobry wynik uzyskany po siedemnastu kolejkach. Trener PGE był przekonany, że zimą do drużyny dołączy kilku wartościowych piłkarzy. Głośno mówiło się o wypożyczeniu Dawida Janczyka z CSKA Moskwa. O nowych piłkarzy nikt jednak nie zamierzał walczyć, a bełchatowski zespół stracił Tomasza Jarzębowskiego i zapewne również Łukasza Gargułę. Pełniący funkcję dyrektora sportowego były prezes klubu Zdzisław Drobniewski sprawia wrażenie człowieka, który nie potrafi bez reszty skupić się na tym zajęciu. Janas musiał sam szukać najlepszych rozwiązań dla klubu i w tych działaniach mógł się czuć kompletnie osamotniony.

Szefowie Bełchatowa przyznają, że decyzja Janasa mocno ich zaniepokoiła, ale nie zamierzają robić z niej dramatu.

"Spotkamy się z trenerem i zapytamy o powody wypowiedzenia umowy. Na siłę zapewne nie będziemy namawiać pana Janasa do cofnięcia swojej decyzji" - twierdzi dyrektor kopalni w Bełchatowie Jacek Kaczorowski.

Zdeterminowany szkoleniowiec na bezczynność nie powinien długo narzekać. Kilka klubów chętnie go zatrudni. Podobno najbardziej zdecydowany jest Widzew Łódź, nie można też wykluczyć powrotu Janasa do Korony Kielce, gdzie jeszcze poprzedniej wiosny był dyrektorem sportowym.

"Na pewno nie będę odrzucał pojawiających się ofert. To jest przecież mój zawód i jeżeli tylko ureguluję swoje sprawy z Bełchatowem, będę gotowy do podjęcie nowej pracy" - deklaruje Janas.