Cezary Kowalski: W wypowiedzi dla dziennika "Polska" podważył pan wiarygodność naszego reportera, który ujawnił sprawę listu wysłanego przez UEFA do PZPN.
Michał Listkiewicz: Bzdura. Dziennikarz "Polski" włożył mi to w usta. Zna go pan, w środowisku jest traktowany z przymrużeniem oka. Kiedyś napisał, że moją babcią była Wera Kostrzewa. Tłumaczyłem mu, że to nieprawda, a on na to, żebym się nie przejmował, bo w Warszawie była nawet ulica Wery Kostrzewy. Zostawmy to, mimo wszystko to fajny facet, czuję do niego słabość.
Zgadza się pan z tezą DZIENNIKA, że UEFA wysłała list do PZPN, bo jest mocno zaniepokojona skalą korupcji w naszej piłce?
Jak najbardziej. I dziwię się, dlaczego niektóre media starają się to podważyć. Poważny problem pojawił się, kiedy dwóch sędziów zostało skreślonych z listy sędziów międzynarodowych. I to nie dlatego, że doznali oni kontuzji, ale z powodu zarzutów korupcyjnych. W pewnym momencie pojawiło się zagrożenie, że w ogóle nie będziemy mieli arbitrów międzynarodowych. Ludzie w UEFA są poirytowani. Dotychczas sędziowie znikali z listy dopiero wtedy, kiedy przekraczali limit wieku.
Widział pan tego e-maila z UEFA?
Nie, ale znam jego treść. Dostał go Kazimierz Stępień z Kolegium Sędziów.
Co w nim konkretnie było?
Było w nim wiele szczegółowych pytań dotyczących sytuacji wśród polskich sędziów i przy okazji poruszono problem korupcji. Zostawmy już jednak tego e-maila. Nie o niego chodzi, a o fakt, że UEFA naprawdę się niepokoi. Europejska federacja zaostrza zresztą kurs w sprawie korupcji nie tylko wobec Polski i nie tylko w kwestii sędziów.
Interesuje się klubami?
Dokładnie. Pojawiła się już oficjalna informacja, że UEFA sama będzie w znacznie większym stopniu zajmowała się sprawami dyscyplinarnymi. I sama będzie badać drużyny biorące udział w rozgrywkach międzynarodowych, które uczestniczyły w korupcji w swoich krajach. Dotychczas UEFA polegała na opiniach poszczególnych federacji. Działacze europejskiej federacji chcą po prostu lepiej chronić dobre imię produktów, które firmują.