Na mecz Chelsea z Barceloną jeszcze we wtorek można było dostać bilety. Jednak już tylko te najdroższe - po prawie 2,5 tysiąca złotych za wejściówkę! Kosmos? Być może, ale przecież na Stamford Bridge przyjeżdża grająca właśnie kosmiczny futbol Barcelona.
W sobotę Barca - pozostając całkowicie wierna swojej filozofii futbolu, czyli atak non stop, odbiór piłki dokładnie w tym miejscu, w którym została ona stracona - dokonała historycznego wyczynu, bijąc Real Madryt na Santiago Bernabeu 6:2. Nigdy wcześniej Real nie stracił u siebie aż sześciu goli. Tamten występ niemal natychmiast przez media katalońskie został okrzyknięty najlepszym meczem w historii klubu, a zachwytom nad stylem i pasją drużyny Josepa Guardioli nie ma końca jak Europa długa i szeroka.
Butni Anglicy
Europa kontynentalna - należałoby dodać. Bo chociaż wyspiarze oczywiście doceniają i podziwiają Barcelonę, to na pewno się jej nie boją. Wręcz przeciwnie. Oczywiście Anglicy zawsze słynęli z niesamowitej pewności siebie, ale można by się spodziewać, że w obliczu niemalże bogów futbolu (bo tak mniej więcej ostatnio postrzegani są Katalończycy) choć trochę się ukorzą. Nic z tych rzeczy.
"Guardian" prezentuje na swoich łamach właściwie tylko opatrzoną dość suchym komentarzem wyliczankę statystyczną - jakże jednak wymowną. Sid Lowe pisze - Barcelona strzeliła 146 bramek w 55 meczach w tym sezonie. Szkopuł w tym, że tylko jeden z tych meczów był przeciwko angielskiemu rywalowi. Dominować przeciwko kontynentalnym zespołom to jedno, pokonać angielski to zupełnie coś innego.
W poprzednią środę Barcelona po raz pierwszy w tym sezonie nie zdołała strzelić bramki na Camp Nou. Ostatni raz przydarzyło jej się to rok temu, na dokładnie tym samym etapie Ligi Mistrzów, przeciwko Manchesterowi United. Następstwem bezbramkowego remisu w Barcelonie była wygrana United 1:0 na Old Trafford. Gorzka reakcja piłkarzy Barcy na defensywną taktykę Chelsea była wyrazem ich frustracji. Ot po raz kolejny Anglicy im coś popsuli.
Fakty są zdecydowanie przeciwko Katalończykom. W europejskich pucharach Barca wygrała 20 spotkań przeciwko Anglikom. Na 50 rozegranych. W pięciu ostatnich półfinałach przeciwko wyspiarzom tylko raz górą byli Hiszpanie - w 1982 roku w nieistniejącym już Pucharze Zdobywców Pucharów. Po raz ostatni Barcelona odpadła przeciwko nieangielskiej drużynie w Lidze Mistrzów aż sześć lat temu - wyeliminował ją Juventus Turyn. W "Guardianie" potrafili nawet na swoją - brytyjską - korzyść obrócić porażki Kanonierów (w finale) i The Blues w sezonie 2005/06. "Arsenal w tamtym meczu stracił bramkarza, a i Chelsea musiała radzić sobie w dziesiątkę. Barcelona nigdy nie wygrała z grającą w pełnym składzie Chelsea" - piszą dziennikarze.
Czy zagra Henry?
Czy podopieczni Guardioli będą umieli poradzić sobie z tym angielskim fatum? Czy okrzyczana już przez niektórych jedenastką wszech czasów Barca będzie umiała znaleźć sposób na taktyczny geniusz Hiddinka? Wszak Chelsea wcale nie gra brzydkiej i defensywnej piłki. Holenderski stary wyga po prostu wiedział, że jedynym sposobem przeciwko artystom z Katalonii będzie -jak to mawiał, krytykując swego czasu rywali Chelsea, Jose Mourinho - zaparkować w ich polu karnym autobus.
Dzisiejszego wieczoru wiele na pewno będzie zależało od genialnego ofensywnego trio Barcy - Leo Messiego, Samuela Eto'o i Thierry'ego Henry'ego. Szczególnie ten ostatni - przez wiele lat gwiazdor lokalnego rywala The Blues, Arsenalu Londyn - może mieć ogromny wpływ na grę. Wciąż jednak nie wiadomo, czy Francuz zagra.
Z klubu dochodzą sprzeczne informacje. Najpierw, że Henry będzie pauzował przez 15 dni, następnie, że jednak do Londynu przyjechał i dopiero na miejscu zapadnie decyzja, czy zagra. Jeżeli to jest pomysł Guardioli na wyprowadzenie w pole Hiddinka, to raczej nie należy się spodziewać, że żółtodziób ogra weterana...
Lęki Lamparda
O ile angielskie gazety i kibice emanują niezachwianą pewnością siebie, to nieco zwątpienia można usłyszeć w obozie Chelsea. Frank Lampard na konferencji prasowej także mówił o klątwie - zupełnie innej jednak od opisywanej wyżej. Chelsea, od kiedy rządy objął Roman Abramowicz - czyli od 2004 roku - nie wygrała trzech półfinałów LM i jednego finału.
"Wiem, co ludzie mają na myśli, mówiąc, że jesteśmy przeklęci. Co roku jesteśmy bardzo blisko, ale jakoś nam się nie udaje" - mówił 30-letni pomocnik. "Z każdym kolejnym razem zaczynamy się zastanawiać, czy kiedykolwiek uda nam się sięgnąć po ten puchar. Stajemy się coraz starsi i coraz więcej gra w nas emocji".
Artyzm czy wyrachowanie? No i która klątwa okaże się silniejsza?