Estadio Brigadier General Estanislao Lopez - to pełna i oficjalna nazwa stadionu, na którym przyszło gospodarzom imprezy zmierzyć się z Urugwajem. Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania kibice obawiali się, że klątwa obiektu może zadziałać i tym razem, a "Cmentarzysko Słoni" pogrzebie kolejną drużynę.

Reklama

Niepokoje były słuszne. Urugwaj, drużyna skazywana na porażkę, znalazła receptę na dobrze grających Argentyńczyków, a legenda o stadionie jeszcze bardziej się uwiarygodniła.

Określenie "Cmentarzysko Słoni" wzięło się na początku lat 60. XX wieku, kiedy miejscowa drużyna piłkarska Atletico Colon kolejno wygrywała z najsilniejszymi i największymi ekipami kraju. Porażkę na tym obiekcie w barwach Santosu musiał przeboleć także jeden z najwybitniejszych zawodników w historii - Pele.

Tym razem faworyzowana Argentyna w rzutach karnych uległa Urugwajowi 4:5. Nie spełni się zatem wielkie marzenie piłkarzy, trenera Sergio Batisty i kibiców o pierwszym od 1993 roku triumfie w mistrzostwach Ameryki Południowej.

Fani na samo widowisko nie mogli narzekać. Wiele szybkich akcji zakończonych strzałami na bramkę po obu stronach boiska. Ostra walka, która często kończyła się żółtą kartką i dwukrotnie czerwoną. Trafienia w słupek, poprzeczkę, dwa gole ze spalonego... Bramek jednak było mało, bo w regulaminowym czasie gry widniał wynik 1:1.

Reklama



I to nie gwiazdy "Albicelestes", jak Lionel Messi czy Gonzalo Higuain, zostali bohaterami spotkania, a bramkarz gości Fernando Muslera. 25-letni zawodnik Galatasaray Stambuł niejednokrotnie irytował Messiego znakomitymi interwencjami. To on również potrafił ostatecznie mecz rozstrzygnąć na korzyść Urugwaju, kiedy obronił strzał z jedenastu metrów ulubieńca publiczności Carlosa Teveza.

Reklama

"Zrobiłem wszystko, co tylko mogłem i cieszę się, że mogłem przyczynić się do zwycięstwa swojej ekipy" - skomentował Muslera.

W innym nastroju był Sergio Batista, który meczu nie potraktował jako porażki. "Oczywiście nie można być szczęśliwym, gdy odpada się z turnieju, ale przecież nie ma tragedii. Zawsze podkreślałem, że najbardziej liczy się udział w mistrzostwach świata w 2014 roku w Brazylii, a Copa America to tylko etap przygotowań. Moje zadanie się jeszcze nie skończyło i na pewno nie załamię rąk. Chcę też podziękować swoim zawodnikom za wspaniałą grę" - powiedział.

Inaczej do całej sprawy podeszły miejscowe media, które nie szczędzą słów krytyki. "Porażka całego narodu" - to tytuł na pierwszej stronie sportowej gazety "Ole". "Do widzenia marzeniom o wygraniu Copa America we własnym kraju. Nawet Messi nie zdołał nas uratować... Co się stanie teraz z projektem Batisty?" - pyta się dalej redaktor. Inny dziennik "La Nacion" występ w turnieju nazwał "wielkim rozczarowaniem".

Urugwajczycy z kolei podkreślają datę zwycięstwa. Dla nich 16 lipca przejdzie do historii nie tylko ze względu na wygraną z Argentyną. Dokładnie 61 lat wcześniej 3,5 milionowe państwo Ameryki Południowej pokonało innego piłkarskiego giganta - Brazylię i to w finale mistrzostw świata na Maracanie.

"Obiecaliśmy sobie, że ten dzień pozostanie szczególny dla naszego narodu i tak się stało. W piłce trzeba mieć czasami szczęście, tak jak my mieliśmy w rzutach karnych. Pokonać Argentynę to dla nas supermotywacja" - powiedział napastnik Liverpoolu Luis Suarez.

We wtorkowym półfinale Urugwaj zagra z Peru, które pokonało w doliczonym czasie gry Kolumbię 2:0.