Dziennikarze weszlo.com, którzy przeprowadzili wywiad z Adamem Ledwoniem, potraktowali zapewne jego słowa jak żart. Niestety, okazało się, że Ledwoń nie żartował. Powiesił się, bo zostawiła go żona. Od kilku dni mówił: "Mariola odeszła, idę się wieszać".

Reklama

Polski piłkarz powiesił się we własnym domu w Klagenfurcie. Jego ciało znalazł w środę kolega z drużyny Patrick Wolf, który pojechał do Ledwonia zaniepokojony tym, że Polak nie pojawił się na treningu Austrii Kaernten Klagenfurt. A jeszcze w niedzielę pracował jako telewizyjny ekspert podczas meczu Polska - Niemcy. Dziś miało być podobnie. Nikt nie przypuszczał, że skończy się to tragedią.

Adam Ledwoń od dawna miał problemy rodzinne. "Niechętnie o tym mówił. Przechodził jakiś emocjonalny kryzys. Jego żona na jesieni wróciła do Polski, wspieraliśmy go wtedy, bo wiedzieliśmy, że jest mu ciężko, ale wszystko wskazywało na to, że już jest w porządku" - mówi prezes Austrii Kaernten, Mario Canori.

Dwa dni temu rozmowę z Ledwoniem przeprowadził portal weszlo.com. "Jazda z nimi na maksa! Jak nie będzie jazdy, nie będzie wyniku. Nie możemy ciągle wierzyć, że jesteśmy Brazylijczykami. My każde zwycięstwo musimy wyrwać rywalom z gardła. Grać w taki sposób, żeby marzyli o końcowym gwizdku, żebyśmy w końcu dali im spokój, odpuścili. Niech marzą o powrocie do domu i nogach w całości, niech się boją. Sama gra w piłkę w naszym wypadku rzadko kiedy skutkuje" - mówił piłkarz o meczu z Austriakami. Nie był załamany. Był ostry, bojowy, bo właśnie taki miał charakter.

Reklama

Przyjaciele Ledwonia mówią, że targnął się na życie na skutek impulsu. "Chwilę później już by tego nie zrobił. On tak działał. Najpierw robił, potem żałował. Szalał, by po chwili być spokojnym jak baranek. Gdy coś mu się w głowie zapalało, nikt go nie mógł zatrzymać. Tylko on sam! I zatrzymałby się, gdyby nie zabrakło mu czasu" - mówi w weszlo.com jeden z jego znajomych.