Na Ziemi Świętej wszystko dobrze układało się do 60. minuty. Właśnie wtedy Wisła powinna postawić "kropkę nad i" pozbawiając tym samym rywali wszelkich złudzeń. Stało się inaczej. Radosław Sobolewski zamiast wykorzystać sytuację sam na sam z bramkarzem, wolał się przewrócić. W tym momencie gra krakowian rozsypała się jak domek z kart. Gospodarze wyprowadzili zabójczą kontrę i już do końca meczu nie oddali inicjatywy - przypomina DZIENNIK.

Reklama

Błąd "Sobola" to był początek fatalnej serii. Później mylili się kolejni. Gdy gospodarze doprowadzili do remisu, nie popisał się Cleber. Brazylijczyk coraz częściej popełnia indywidualne błędy. Zamiast ostro zaatakować Avirama Baruchyana pozwolił mu podbiec do pola karnego i soczyście uderzyć. Mariusz Pawełek mógł tylko odprowadzić piłkę wzrokiem.

Przy bramce na 2:1 Cleber znów nie zachował się zbyt pewnie. Tym razem głównym winowajcą był jednak Mauro Cantoro. Argentyńczyk biernie przyglądał się jak rywale podają sobie piłkę i szybko zbliżają się do bramki. "Rywale grali, a my staliśmy jak tyczki" - pieklił się po meczu Skorża.

"El Toro" uważa, że jego występ nie był najgorszy. "Nie graliśmy źle. Mieliśmy wiele okazji, ja sam miałem sytuację i nie mam pojęcia jak bramkarz ją wybronił. W Krakowie musimy być skuteczniejsi" - ocenił po meczu argentyśki piłkarz, który miał problemy z opuszczeniem Izraela. Celnicy na lotnisku przetrzymywali go pół godziny bez podania konkretnego powodu.

Reklama

Oddzielna sprawa to postawa bramkarza Mariusza Pawełka. Nie był on mocnym punktem Wisły. Dwukrotnie wypuścił piłkę z rąk przed siebie i dwukrotnie dochodziło do groźnych sytuacji. "Na szczęście nie zakończyły się bramkami" - mówił z ulgą po spotkaniu.

Pawełek uważa, że jedną z przyczyn jego słabszej postawy w pierwszej połowie meczu z mistrzem Izraela, były piłki. "W Polsce gramy zupełnie innymi futbolówkami. Różnice może nie są duże, ale taka piłka naprawdę zachowuje się inaczej. A ja miałem tylko jeden trening, by się z nią zapoznać" - powiedział 27-letni bramkarz.

Pod koniec meczu wiślacy jeszcze zerwali się do ataku, próbowali doprowadzić do wyrównania. Nadzieje na lepszy rezultat rozwiały się wraz z czerwoną kartką dla Marka Zieńczuka. Za bezsensowny faul w środku pola otrzymał drugą żółtą kartkę i musiał opuścić boisko. Wiślacy grając w osłabieniu mogli już myśleć tylko o obronie. Tym bardziej, że grali praktycznie w dziewiątkę, bo Arkadiusz Głowacki doznał kontuzji kolana i praktycznie nie mógł biegać.