"Pokonanie Barcy to wyczyn porównywalny ze zdobyciem Mount Everestu. Jednak na razie w ogóle nie myślimy o tej drużynie. Zastanawiamy się, jak rozbić Beitar. To nasz główny cel" - przekonuje napastnik Białej Gwiazdy Andrzej Niedzielan. A Grzegorz Pater z Podbeskidzia, który sześć lat temu strzelił Katalończykom dwa gole, żartuje: "To dobre losowanie. Przynajmniej wiślacy nie będą mieli problemów ze zdobyciem kaset z meczami rywala i z rozpracowaniem poszczególnych piłkarzy. Poza tym powinni się cieszyć, że w tych spotkania nie zagra Leo Messi, który jest na igrzyskach".
O opinię na temat Barcelony poprosiliśmy też Franciszka Smudę. To właśnie ten trener szkolił Wisłę w 2001 roku. "Nie powiem, dałem sobie wtedy nieźle radę. Przecież w Krakowie prowadziliśmy z Hiszpanami 2:1 i 3:2. Zagraliśmy nieźle, mimo że ostatecznie przegraliśmy" - przypomina szkoleniowiec Lecha. "Wisła ma teraz mocniejszy skład niż wtedy, dlatego uważam, że może stawić czoła Katalończykom. Na pewno nie będzie tak, że krakowianie pojadą na Camp Nou tylko na wycieczkę popstrykać sobie fotki".
Wydaje się jednak, że Smuda jest nazbyt wielkim optymistą. Przecież Barca to finansowy potentat, którego jeden piłkarz - Samuel Eto’o - jest wart więcej (25 mln euro) niż cała podstawowa jedenastka krakowskiego klubu. W tej sytuacji ciężko wierzyć w to, że Polacy będą w stanie wygrać z Hiszpanami choć jeden mecz, nie mówiąc już o całej rywalizacji.
Faworytem swojej potyczki nie jest także Legia, która w Pucharze UEFA zmierzy się z FK Moskwa. Rosyjski klub, w którym gra Mariusz Jop, prowadzony jest przez najlepszego piłkarza w historii ZSRR - Olega Błochina. Gwiazdą klubu jest były napastnik Barcelony, Maxi Lopez. Argentyńczyk żyje w Moskwie jak król - zarabia 300 tys dolarów miesięcznie, jeździ nowiutkim Lamborghini, a w swojej willi ma... służbę. To najlepiej świadczy o tym, z jak bogatym klubem zagrają warszawianie. "Rywale są faworytami. Ale nam to nie przeszkadza. Jeśli będą grać otwartą piłkę, stworzą nam okazję do zabójczych kontr. Jest szansa na awans" - mówi DZIENNIKOWI napastnik Legii Bartłomiej Grzelak. "Dwunastym zawodnikiem każdej drużyny są kibice, a trzynastym porządna informacja. Dlatego nasz sztab już wziął się za rozpracowywanie rywala. Niebawem będziemy mieć kilka kaset z meczów FK, między innymi ze spotkania z Zenitem" - mówi wiceprezes klubu Mirosław Trzeciak.
"Zagramy z Grasshoppers Zurych? To wspaniale! Szwajcarzy mają przeciętny zespół. Możemy ich wyeliminować" - cieszy się pomocnik Lecha Sławomir Peszko. Ten zawodnik poznańskiego klubu grał już przeciw Grasshoppers latem 2005 roku, jeszcze w barwach Wisły Płock. Nafciarze pokonali wówczas rywali 3:2 u siebie i przegrali 0:1 na wyjeździe. "Gdyby Irek Jeleń wykorzystał karnego w Zurychu, to byśmy awansowali. Cóż, teraz zemszczę się za tamtą porażkę. Pokonamy ich, bo mamy dużo silniejszą ekipę niż wtedy Wisła"- opowiada Peszko. A były piłkarz Lecha Poznań i szwajcarskiego Aarau Dariusz Skrzypczak dodaje: "Lechici są faworytami. Muszą jednak uważać na dwóch piłkarzy Grasshoppers: Ricardo Cabanasa i Raula Bobadillę. Pierwszy jest rozgrywającym reprezentacji Szwajcarii, a drugi to wicekról strzelców ligi". "Boba co? Nie kojarzę człowieka. Spokojnie, wlejemy tym Szwajcarom" - zapewnia Franciszek Smuda.