Na lotnisku kilku dziennikarzy z Hiszpanii wypytywało Mauro Cantoro, ale generalnie wiślacy szybko odebrali bagaże i już przed godziną 13 byli w hotelu. Popołudnie spędzili w pokojach, bo wieczorem, o 21, mieli trening na Camp Nou. Z Barceloną zagrają jutro o 21.45.

Reklama

To dla niemal wszystkich wiślaków była pierwsza okazja, by zapoznać się z katalońskim gigantem. Siedem lat temu, gdy Biała Gwiazda przegrała 0:1, z obecnych zawodników Wisły był tu tylko Marcin Baszczyński. "Wtedy była inna sytuacja. Przegraliśmy pierwszy mecz 3:4 i co tu mówić, pojechaliśmy na rewanż po przygodę, żeby mieć występ na Camp Nou w życiorysie. Teraz jest inaczej. Barcelona to faworyt, ale na razie jest 0:0" - podkreślał kapitan Wisły.

"Baszczu" opaskę nosi po Arkadiuszu Głowackim, który został w Krakowie z kontuzją kolana. Poza nim do Katalonii przyleciał cały pierwszy zespół. Tylko Cleber i Piotr Brożek mieli w ostatnim okresie problemy zdrowotne, lecz obaj już zgłosili gotowość do gry. Nic dziwnego, okazji do zmierzenia się z Samuelem Eto'o, Thierrym Henrym czy Carlesem Puyolem nie może przekreślić stłuczenie łokcia czy naciągnięcie mięśnia.

Trener Maciej Skorża był wczoraj w dobrym humorze, mniej zestresowany niż przed meczami z Beitarem. Podstawowe zadanie - zapewnienie sobie przepustki do Pucharu UEFA - wiślacy już wypełnili.

Awans do Ligi Mistrzów, gdy gra się z zespołem za kilkaset milionów euro, jest bonusem.