Półtorej godziny trwał poniedziałkowy, pierwszy trening polskich piłkarzy w Mariborze, gdzie w środę zagrają ze Słowenią w meczu eliminacji mistrzostw świata. ”Taryfę ulgową” trener Leo Beenhakker zastosował tylko wobec Artura Boruca i Jakuba Błaszczykowskiego.
Bramkarz Celticu Glasgow nie ćwiczył w niedzielę w Tychach, bowiem w trakcie spotkania z Irlandią Północną naciągnął mięsień nogi. Badania przeprowadzone jeszcze w Polsce nie wykazały zagrożenia, ale w poniedziałek Boruc nie pracował na pełnych obrotach. Wcześniej skończył trening pomocnik Borussi Dortmund.
"Kubie nic poważnego nie jest. Chcemy jednak, by na mecz był gotowy w stu procentach i stąd mniejsze obciążenia. Drobne problemy zdrowotne ma jeszcze kilku zawodników, ale nawet nie warto o tym wspominać, bowiem nikogo nie eliminują z treningów czy udziału w meczu" - podsumował lekarz Jacek Jaroszewski. Podkreślił, że w hotelu, który zajmuje kadra, są wręcz wzorowe warunki do przeprowadzenia odnowy biologicznej.
Beenhakker często powtarza, że jego podopiecznym gra powinna sprawiać radość. W poniedziałek tak chyba było. Może piłkarzy rozbawiła solidna pryzma śniegu leżąca obok boiska Zeleznicara Maribor. Nie był to efekt zmian klimatycznych, tylko porządkowania tafli pobliskiego lodowiska.
Holenderski szkoleniowiec wielokrotnie krzyczał do zawodników, by nie odpuszczali, pilnowali piłki, stale ”byli w grze” i pod presją. Zapewne chodziło to, by nie dopuścić do sytuacji z meczu sobotniego, kiedy rywale, Irlandczycy, mieli bardzo dużo miejsca do rozegrania akcji przed polskim polem karnym.
Biało-czerwoni zaczęli zajęcia latem - przy wysokiej temperaturze i palącym słońcu - a skończyli ... późną jesienią, bowiem zrobiło się szaro i bardzo zimno. Zawodnicy podkreślali, że w środę przeciwko Słoweńcom muszą zagrać tak, jak w drugiej połowie ostatniego spotkania w Chorzowie - narzucić swój styl gry, zepchnąć rywala do defensywy.
We wtorek Polacy zapoznają się z kameralnym stadionem Ljudski vrt, który będzie areną meczu.