Grzelak trafił do Jagi z rosyjskiego Sybiru Nowosybirsk w styczniu 2011 roku. Kontrakt gwarantował mu wynagrodzenie w wysokości 50 tysięcy złotych miesięcznie. W lutym, podczas jednego z meczów sparingowych, kontuzjogenny napastnik zerwał ścięgno Achillesa. Uraz wykluczył go z gry na całą rundę wiosenną. Jesienią Grzelak również nie wrócił na boisko, ponieważ... zmagał się z tajemniczą infekcją. W trakcie rehabilitacji czterokrotny reprezentant Polski zgodził się na renegocjację umowy i obniżkę zarobków o połowę. Sporą część pensji pokrywał jednak Zakład Ubezpieczeń Społecznych.
Ostatnio wydawało się, że pechowy piłkarz wróci w końcu do gry. Udało mu się przepracować okres przygotowawczy, ale trener Tomasz Hajto zrezygnował z jego usług. Jeżeli chce jeszcze grać, to powinien poszukać szansy gdzie indziej. Jest zdrowy, dobrze przygotowany do rundy, ale u nas miałby ciężko - stwierdził „Gianni", który postawił na Tomasza Frankowskiego i Grzegorza Rasiaka
.Grzelak zawinął więc manatki i pojawił się na treningu ŁKS. Ostatecznie sam zrezygnował z testów, ponieważ stwierdził, że kibice nie darzą go sympatią ze względu na przeszłość w Widzewie. Nieoficjalnie mówi się jednak, że forma piłkarza pozostawiała bardzo dużo do życzenia i miałby problemy, by załapać się w zespole walczącym o utrzymanie. Teraz musi poszukać sobie szczęścia gdzie indziej.