Nie zostałem pobity, nie jestem też w żaden sposób fizycznie poszkodowany. Za to emocjonalnie i psychicznie czuję się mocno sponiewierany. To, co się wydarzyło, jest sprzeczne z moim spojrzeniem i moim prywatnym światem człowieka, trenera i osoby, której Legia nie jest obojętna. Przez ostatnie dwa lata byłem asystentem u boku czterech trenerów i czuję się współodpowiedzialny za sytuację, jaka ma miejsce - powiedział serbski szkoleniowiec, a niegdyś zawodnik Legii.
Do zajść, w których kibice mieli pobić piłkarzy, doszło w nocy z 1 na 2 października po powrocie drużyny z przegranego meczu ligowego z Lechem Poznań 0:3.
Vukovic nie jest w stanie zrozumieć takiego zachowania. Jak zaznaczył dłużej niż piłkarzem, czy trenerem jest kibicem. Najpierw Partizana Belgrad, a potem Legii. Dla niego takie zachowanie fanów jest niezrozumiałe. W swoim oświadczeniu wspomniał mecz o mistrzostwo Jugosławii w latach 80.
Zespół Partizana przegrywał u siebie z Hajdukiem Split 0:5. A cały stadion śpiewał i wspierał drużynę, która na boisku nie dawała sobie rady. Na tej historii i takim podejściu do kibicowania budowałem swoją miłość do klubu. Takie coś jest mi bliskie do dziś. Świat się zmienił, dziś fani Partizana po dwóch porażkach domagają się zmiany trenera, chcą rozmawiać z zawodnikami. A ja jako kibic wychowany na innych ideałach pytam się, co się stało z obowiązującym kiedyś na stadionach hasłem "Na dobre i na złe"? - napisał.
Przyznał, że Legia ma obecnie kłopoty. Ocenił, że gra słabo i podkreślił, że powodów jest wiele. Nie powinno to jednak mieć wpływu na wspieranie klubu przez kibiców. Bo oni - jego zdaniem - powinni być z zespołem w każdym momencie.
Przecież wszystkich porażek w tym sezonie w pucharach i w lidze nie można podczepić pod brak zaangażowania czy chęci. Jako kibic zastanawiam się czy nasze podejście do piłkarzy zawsze jest obiektywne i sprawiedliwe. Mam wrażenie, że nie. Piłkarz ma lepiej niż kibic, lepiej niż trener czy asystent trenera. Zarabia 10 czy 20 razy więcej niż asystent trenera. Ale czy to jest powód, bym ja teraz ich znienawidził, czuł do nich niechęć? Nie, a czasem mam wrażenie, że jest to powodem ogólnej niechęci do piłkarzy. Ta niechęć jest spychana na bok tylko w przypadku sukcesów. Gdy ich brak, włączana jest nieprawdopodobna krytyka, hejt i szydera. To niby ma doprowadzić do tego, że zaraz będzie lepiej, ale nie tędy droga - uważa Vukovic.
Wspomniał także, że gdyby nie sukcesy sportowe w ostatnich latach, klub nie miałby stabilności i płynności finansowej.
Gdyby nie sukcesy, klub znajdowałby się w innym miejscu, już dawno popadł w tarapaty ekonomiczne. To nie prezes jeden czy drugi tego dokonali, tylko piłkarze właśnie. I dziś, kiedy ewidentnie nie idzie, mamy taki hejt i falę nienawiści, że to się w głowie nie mieści. Kiedy ci piłkarze dostaną wsparcie, jeśli nie teraz? Ja jestem w szoku, że nikt nie zauważa, że w ostatnich pięciu latach wygrywaliśmy wszystko, co było do wygrania. Stoję murem za piłkarzami, daję im maksymalne wsparcie, jednocześnie wymagając znacznej poprawy w grze. Oni o tym wiedzą - podkreślił asystent trenera.
Sprawę nocnych zajść sprawdza także policja. Rzecznik komendanta stołecznego policji kom. Sylwester Marczak pytany przez PAP o działania w tej sprawie powiedział, że "policja analizuje wszelkie informacje, m.in. pojawiające się w środkach masowego przekazu, podobnie jest również w tej sprawie".
Biorąc to pod uwagę prowadzone są czynności sprawdzające, które mają na celu weryfikacje czy doszło do przedmiotowego zdarzenia. Na tej podstawie m.in. kontaktowano się z przedstawicielami klubu. Czynności wykonane na tę chwilę nie potwierdzają, by mogło dojść do pobicia - podkreślił Marczak.
W poniedziałek oświadczenie w tej sprawie wydał także klub. Pierwsze ustalenia wskazują, że grupa osób weszła na teren stadionu zgodnie z przyjętą praktyką po meczach wyjazdowych, co nie dawało ochronie obiektu podstaw do niepokoju. Niestety po wjeździe autokaru na parking doszło do ostrej wymiany zdań i szarpaniny z udziałem zawodników oraz członków sztabu, które łącznie trwały ok. 8 minut - można przeczytać na oficjalnej stronie stołecznego klubu.
Z zamieszczonych w mediach relacjach wynika, że do zdarzenia miało dojść w nocy z niedzieli na poniedziałek po powrocie piłkarzy mistrza Polski po przegranym w Poznaniu meczu ekstraklasy z Lechem 0:3. Grupa zagorzałych fanów zespołu niezadowolonych z wyników drużyny miała czekać na zawodników. Według relacji, miało dojść do przepychanek, a piłkarze byli szturchani czy nawet uderzani rękami.
Klub ma świadomość silnych emocji związanych z niepowodzeniem sportowym drużyny, ale jednoznacznie potępia wyrażanie ich w sposób odbiegający od przyjętych norm. Podstawową zasadą w Legii powinna być zasada wzajemnego szacunku. Nawet w trudnych i konfliktowych sytuacjach klub nie będzie tolerował przekraczania normalnie obowiązujących granic - napisano w oświadczeniu.
Zapewniono jednocześnie, że cała sprawa będzie dalej analizowana, a "na podstawie wyciągniętych wniosków klub podejmie wszelkie możliwe działania, aby zapewnić zawodnikom i wszystkim pracownikom pełne bezpieczeństwo".
W 11 kolejkach ekstraklasy legioniści doznali już pięciu porażek i z dorobkiem 16 punktów zajmują ósmą lokatę w tabeli. Zespół nie awansował też do fazy grupowej ani Ligi Mistrzów, ani Ligi Europejskiej.