Wczoraj reprezentacja Polski siatkarzy trenowała w Spale. Po godzinie 9 siatkarze ćwiczyli na siłowni, potem przenieśli się do hali, gdzie pracowali przede wszystkim nad zagrywką i przyjęciem. Podziw wśród dziennikarzy, oglądających zajęcia wzbudzał zwłaszcza Mariusz Wlazly. Kiedy zagrywał, radar ustawiony w hali wskazywał prędkość sięgającą 118 km/h.

Jeden z serwisów wczoraj Mariuszowi jednak zupełnie nie wyszedł. Zamiast przebić piłkę na drugą stronę siatki, Wlazly z dużą siłą uderzył w głowę... Pawła Zagumnego. "To nie była żadna zemsta. Nawet gdybym chciał go trafić, to pewnie by mi się nie udało" - śmiał się potem atakujący reprezentacji Polski.

Od razu podszedł do "Gumy" i przeprosił go. Scenka wywołała uśmiechy na ustach pozostałych graczy. "Konflikt Mariusza z Pawłem został rozdmuchany do niebotycznych granic. W dużej grupie każdy ma swoje sympatie i antypatie, ale przecież nie musimy się wszyscy kochać. Grunt, żebyśmy ciągnęli wózek w jedną stronę" - mówił Michał Winiarski.

Paweł Zagumny z dziennikarzami nie rozmawiał, ogłaszając ciszę medialną do czasu zakończenia kwalifikacji olimpijskich. "Za dużo już powiedziano i napisano. Na razie wystarczy" - wyjaśnił "Przeglądowi Sportowemu" siatkarz. Bardziej rozmowny był Wlazły. "Wyjaśniliśmy sobie wszystko, spokojnie i bez emocji. Nie ma do czego wracać. Jesteśmy drużyną i będziemy nią na boisku" - powiedział Mariusz.





Reklama