"Trudno jest mi o tym mówić. Staram się koncentrować na sobie i na tym co ja robię. Na pewno mnie to bardzo martwi, bo wiem, że oni chcą i się starają. To nie jest przyjemne, jak potem każdy się pyta: co tak słabo?. To bardzo trudne pytanie, zwłaszcza jak nie idzie i się nie wie co jest grane. To są zawodnicy, którzy mają wielki talent. Mam nadzieję, że do Vancouver odrodzą się i tam pokażemy w drużynie na co nas stać" - skomentował Małysz, który pod Tatrami był piąty i czwarty.

Reklama

W piątek drugi z Polaków - Łukasz Rutkowski zajął 25. lokatę, w sobotę do konkursu zakwalifikował się, oprócz Małysza, tylko Kamil Stoch, ale znalazł się na odległej 28. pozycji.

"Ja jestem już bardzo doświadczonym zawodnikiem. Mam 33 lata na karku, a średnia pozostałych polskich skoczków to 21-22 lata. Oni jeszcze mają dużo przed sobą i wiele muszą się nauczyć. Już jednak bardzo dużo pokazali i myślę, że pójdą do przodu. W końcu sami będą też wiedzieli, gdzie popełniają błędy i będą potrafili je weryfikować" - dodał Małysz.

Ze swojego występu dwukrotny medalista olimpijski jest zadowolony.

"Cieszę się, że przynajmniej ta druga próba w sobotę była taka, że mógłbym walczyć o najwyższy stopień podium. Nikt dalej nie skoczył, a to jest bardzo motywujące. Wiemy doskonale, że do tej pory ten drugi skok zawsze psułem, a tutaj udało się, by był lepszy. Myślę, że trening w Wiśle i Szczyrku bardzo pomógł. Idę małymi krokami do przodu" - podkreślił.

Reklama

Nad czym jeszcze trzeba popracować przed wylotem do Kanady? "Nad kombinezonem" - zaznaczył. "Chyba muszę ten stary zreperować i w igrzyskach powinien się przydać, albo uszyjemy coś nowego, co w końcu będzie dobre, bo teraz w tym nowym, strasznie mnie skręca po wyjściu z progu. Nie wiem, czy gdzieś tam jest za dużo szwu, czy jest gdzieś skręcony, ale na pewno coś jest nie tak. To może być niewielki detal, który ciężko znaleźć".

Receptą do sukcesu będzie także, według Małysza, skakanie w pierwszej próbie jeszcze bliżej zawodników z czołówki.

Reklama

"Im bliżej skacze się czołówki tym warunki są lepsze. Mimo to, że w klasyfikacji generalnej jestem ósmy, to brakuje jeszcze z trzech, czterech miejsc, by mieć naprawdę te super warunki. Nie wiem jak to się dzieje, że ci najlepsi mają je takie ekstra. Chyba muszą się bardzo mocno modlić do Boga lub Bóg po prostu daje im to teraz, a w Vancouver będzie inaczej?" - zastanawiał się.

"Orzeł z Wisły" obiecał, że do Zakopanego na pewno jeszcze wróci, ale nie jest pewny, czy w roli zawodnika, czy kibica.

"Mam nadzieję, że to nie były ostatnie moje skoki w Zakopanem, a już na pewno nie była to moja ostatnia przygoda z tym miastem. Chciałbym im pomagać, byśmy w końcu dostali organizację mistrzostw świata, nawet jeśli miałbym być tu jako gość lub organizator" - podkreślił.

Teraz Małysza czekają treningi i wyjazd na kolejne zawody Pucharu Świata. Za tydzień skoczkowie rywalizować będą na mamuciej skoczni w Oberstdorfie.