Czy przed takim biegiem, o taką stawkę, ustalał pan dla Justyny jakąś taktykę?
Trudno tu mówić o jakiejś specjalnej taktyce. Trzeba było po prostu uciekać rywalkom, aby utrzymać pierwsze miejsce i zdobyć 200 punktów premii. Wszystko było temu podporządkowane.
Denerwował się pan w trakcie biegu, że rywalki dogonią Justynę?
Było bardzo nerwowo. Nie wiem, czego najadła się Norweżka Steira, że odrobiła 55 sekund do Justysi (śmiech). Zawzięcie goniły ją także Johaug, inna Norweżka, oraz Szwedka Kalla. Ale całe szczęście, Justysia była na mecie pierwsza.
Łatwo jednak nie było...
Było bardzo, bardzo ciężko. Trzy dni rywalizacji dzień po dniu to naprawdę morderczy finisz. Justysi było tym trudniej, że szczyt formy szykowaliśmy na tak dla nas udane mistrzostwa świata w Libercu. Teraz trzeba było walczyć z dziewczynami, które wówczas nie trafiły z najlepszą dyspozycją, a obecnie miały przewagę.
Wszystko przebiegało według pana przewidywań czy też na trasie wystąpiły jakieś problemy?
Trochę inaczej wyobrażaliśmy sobie ten bieg. Justysia męczyła się strasznie. Miała problemy, bowiem bolały ją piszczele. Nie wiemy nawet dlaczego. Jednak bardzo cierpiała. Ale udało się wygrać i to jest najważniejsze.