Małysz jako jedyny w tym sezonie wygrał obydwa rozgrywane podczas jednego weekendu konkursy i jest już na 3. miejscu w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Wiślanin zwycięża z łatwością, z wielką przewagą nad rywalami. Wszystko to coraz bardziej przypomina piękne czasy, w których nie było na niego mocnych.

Różnica jest tylko jedna. Nasz mistrz bardziej niż przed laty dba o siebie. Nie trzeba już namawiać go na założenie ciepłej kurtki i zawsze pod ręką ma czapkę. A od kilku tygodni po skoku najpierw tradycyjnie spina narty, a potem zdejmuje buty. Zamiast sztywnych, sznurowanych nad kostką, zakłada wygodne ocieplane. Te, które przed chwilą miał na nogach, chowa do specjalnej torby.

"Teraz te buty do skakania są tak dokładnie dopasowane do stopy, że zakłada się je tylko na sam skok. Później noga bardzo się męczy, więc trzeba jej ulżyć. Coraz więcej ludzi tak robi. Wszyscy szukają metod szybkiej regeneracji" - przyznaje w rozmowie z "Faktem" Małysz.

Skoczkowie, podobnie jak piłkarze czy lekkoatleci, specjalnie zakładają idealnie przylegające do stopy obuwie. Dzięki temu lepiej czują przypięte do nich narty i mogą nimi sterować podczas lotu. Pierwsi buty na skoczni zaczęli zmieniać Austriacy, potem podobny zwyczaj wprowadzili Norwegowie. Polakom ten pomysł podsunął fizjoterapeuta naszej reprezentacji Rafał Kot. Małyszowi od razu się spodobał. Z rady skorzystali też inni polscy skoczkowie, na przykład Kamil Stoch.

"Szczególnie buty firmy Rass, czyli te, jakich obecnie używają Adam i Kamil, bardzo ciasno przylegają do stopy. Chodzenie w nich jest bardzo niewygodne" - tłumaczy Kot.

A choćby w Titisee-Neustadt, gdzie Małysz wygrał dwa konkursy, spacerowania było sporo. Na tym obiekcie nie ma wyciągu, więc na szczyt skoczni i do swojej wioski zawodnicy docierali busikami, bądź na piechotę.

Zazwyczaj para butów wystarcza na pół sezonu. Na kamieniach, w błocie mogą zniszczyć się szybciej, a sportowcy strasznie tego nie lubią. Czasem tak bardzo przyzwyczajają się do butów, w których dobrze im się skacze, że nie chcą się z nimi rozstać. Próbują naprawiać rozlatujące się obuwie, klejąc je taśmami albo wkręcając dodatkowe śrubki. Robił tak nawet nasz Adam, któremu w zeszłym roku żal było wyrzucić używanych w tamtym czasie żółtych jalasów.