Przepis na sukces jest pozornie bardzo prosty. Kiedy zawodnik jest w formie, nie musi zastanawiać się nad kolejnymi fazami skoku, tylko wykonuje je niczym robot. "Aktualnie w tym, co robię, nie ma automatyzmu. Po prostu wiem, co i jak powinienem zrobić po odepchnięciu się od belki startowej. Czasem w próbnym skoku zrobię coś nie tak, popełnię błąd. Ale później w zawodach jestem w stanie się poprawić i skoczyć lepiej. Przygotowując się do skoku, nie myślę o detalach. Mam wizję całości. Skończyły się czasy, gdy w momencie, kiedy coś mi nie wychodziło, za wszelką cenę próbowałem ułamek sekundy później poprawić się w innym elemencie. Myślę tylko: tak sobie pojadę, w tym momencie odbiję... Na tym się koncentruję" - opowiada Małysz.

Przed laty, gdy wygrywał konkurs za konkursem, trzykrotny zwycięzca klasyfikacji generalnej Pucharu Świata potrafił zupełnie wyłączyć się przed skokiem. Mówił wtedy, że skacze "z odciętą głową". "To nie jest takie łatwe. Powtarzalność, jaka wtedy się zdarzyła, trudno będzie kiedykolwiek powtórzyć. Wpadłem jakby w trans" - wspomina teraz Małysz.

Skoczkom narciarskim często zdarzają się jednorazowe sukcesy, o których wszyscy szybko zapominają. W przypadku naszego mistrza raczej nie wchodzi to w rachubę. "Ja od początku sezonu skakałem nieźle. Przełomowe były treningi w Zakopanem. Poczułem się na tyle mocny, że na kolejne zawody jechałem pewny miejsca na podium. W takiej dyspozycji nic innego nie wchodziło w rachubę. Wystarczyło w konkursie powtórzyć to, co na treningach. I wyszło. Czekałem na swój dzień i się doczekałem. Nie wiem, jak długo to potrwa. Marzę, by do końca sezonu. Byłbym bardzo, bardzo szczęśliwy" - przyznaje.

Wczoraj wieczorem Małysz brał udział w kwalifikacjach do kolejnego konkursu PŚ. Skakał na najnowocześniejszym aktualnie obiekcie w Klingenthal, gdzie latem wygrał zawody zaliczane do cyklu Grand Prix. Adam polubił wybudowaną za 15 milionów euro skocznię. "Jest bardzo podobna do wszystkich przebudowanych ostatnio obiektów. Przyjemnie się na niej skacze, nadaje się również do wartościowych treningów. Choć jej rozbieg odstrasza. Podobnie jak na skoczni w Kuusamo czy Kuopio, podesty, po których chodzi się na szczycie, są wykonane ze stalowej kratownicy. Gdy stoi się na górze, prawie 30 metrów nad ziemią, od patrzenia w dół nogi się uginają. Potrzeba kilku skoków, by się do tego przyzwyczaić" - przyznaje w rozmowie z "Faktem" Małysz.





Reklama