Obrońca Olympiakosu Pireus z rodziną spędza w Zakopanem wakacje. Skoki narciarskie oglądał na żywo pierwszy raz. Debiut w roli kibica najpopularniejszego polskiego sportowca średnio się udał, bo było zimno i padał deszcz - pisze "Fakt".

Żona i dzieci "Żewłaka" nie dotrwały do końca przerwanego po pierwszej serii konkursu o Puchar Doskonałego Mleka. Tylko przywykły do gry w niesprzyjających warunkach piłkarz cierpliwie czekał na okazję zamienienia kilku słów z Adamem Małyszem.

Reklama

"Trzeba będzie przyjechać zimą na prawdziwe skoki" - stwierdził Żewłakow w rozmowie z "Faktem". Kiedy już doczekał się upragnionego spotkania z naszym mistrzem, rozmowa dotyczyła... prędkości."Widzę, że dość szybko się poruszacie w powietrzu. Chociaż ja jestem fanem mamutów" - zapytał Małysza piłkarz. "Tam leci się nawet 140 km/h" - pochwalił się Adam. "Oo, to szybciej niż jeździ mój samochód" - stwierdził na to piłkarz, ale tu dał się złapać. "Raczej nie, widziałem, że masz całkiem niezłe auto" - śmiał się Małysz, który od niedawna używa takiego samego samochodu jak Żewłakow - terenowego Audi Q7.

Małysz - zgodnie z planem - wygrał sobotnie zawody. Wystarczył mu do tego skok na odległość 116,5 m. Drugi Piotr Żyła skoczył tylko 109 m. "Wydawało się, że po burzy będzie dmuchało od przodu i ustawiono bardzo krótki rozbieg. Tymczasem wiało w plecy" - tłumaczył kiepskie odległości Adam. Martwią go inne sprawy. "Muszę schudnąć. Zanim zapadła decyzja o współczynniku BMI, trochę sobie pofolgowałem. Przybrało się na wadze" - zdradził w rozmowie z "Faktem" skoczek.

Adam próbuje też rozwiązać problemy ze swoim domem, o których "Fakt" pisał jakiś czas temu. "Mamy już coś na oku w Wiśle. Jeśli chodzi o działkę w Zakopanem, to wkrótce będziemy jakieś oglądać. Nowe władze miasta są pozytywnie nastawione i chcą nam pomóc" - twierdzi Małysz.