Zdobyła pani trzecią Kryształową Kulę z rzędu. Czy da się porównać te trzy sezony?
- Najtrudniejsza była walka o pierwsze zwycięstwo. Wtedy jednak się na to nie nastawiałam. Dopiero po mistrzostwach świata w Libercu pojawiła się szansa. Dwa lata temu Puchar Świata to był jeden z celów, a teraz główne zadanie. Można także porównać te lata pod względem sportowym. W tym roku prezentowałam najwyższy poziom w karierze. Liczba startów była podobna, czyli wielka. Jeśli zdrowie mi pozwoli, dalej będę wybierać tę drogę osiągania najlepszej dyspozycji sportowej. Ten ostatni sezon dostarczył mi też najwięcej szczęścia.
Jak pani traktuje w ogóle Bjoergen i inne Norweżki?
- Jako rywalki. Walczymy jak najlepiej potrafimy. Tu się kończą nasze kontakty.
Jak pani znosi porażki z Bjoergen?
- Trudno jest przegrywać. W pewnym momencie rodzi się w człowieku poczucie bezradności, a to najgorszy stan. Nie powiem, że niczego nie mogłabym sobie zarzucić, bo nie ma ideałów. Lecz staram się najbardziej jak potrafię. Osiągnęłam najlepszą dyspozycję w życiu i paradoksalnie wygrywam mniej niż kiedyś. Porównując Justynę sprzed dwóch lat z obecną, dzisiejsza jest o wiele lepsza, bardziej wytrzymała fizycznie i psychicznie. Zawsze mam pod górkę, ale jakoś sobie radzę. Nie skończyłam jeszcze przygody ze sportem. To, co dzieje się teraz, mobilizuje jeszcze bardziej do treningu. Chcę ciągle próbować. Pewnych rzeczy nie przeskoczę, ale ciągle wierzę. Jako jedna z niewielu w świecie biegów narciarskich mam przekonanie, że można wygrywać.
Czytaj także: Masiota: Tylko Bin Laden ma gorsze notowania niż PZPN