Kowalczyk wczoraj była na badaniach lekarskich w Warszawie, a dzisiaj wystartuje w Jakuszycach w mistrzostwach Polski. Kibice będą mogli ją jeszcze zobaczyć w sobotę i niedzielę. Następna okazja, by dopingować Justynę w kraju, mogłaby się nadarzyć dopiero w lutym przyszłego roku - w czerwcu zapadnie decyzja, czy Szklarska Poręba zorganizuje te prestiżowe zawody - ale tak się nie stanie!

Reklama

Według wstępnego planu zawodniczki miałyby biec pod Szrenicę (1209 m) trasą dla alpejczyków, a następnie z niej zjeżdżać. Nasza mistrzyni nie chce brać w takim biegu udziału.

"Dla mnie to jest niebezpieczne" - mówi Faktowi Kowalczyk. "Podbieg jest w moim zasięgu, ale zjazd ze Szrenicy na biegówkach to jest ponad moje możliwości. Nie jestem w stanie tego zrobić. Bardzo chcę wystartować w Polsce w zawodach Pucharu Świata, bo to byłoby coś fantastycznego. Marzę o tym, ale nie chciałabym żeby kibice widzieli jak się wywracam na niebezpiecznym odcinku trasy. Nie będę udawać, że moje umiejętności są większe niż są w rzeczywistości. Nie dam rady tego zrobić" - mówi dyplomatycznie Justyna.

Bardziej stanowczy jest jej trener Aleksander Wierietielny. "To chory pomysł! Justyna nie jest narciarką zjazdową, tylko biegaczką. Przewróci się i zamiast podziwu spotka ją tylko śmiech. Szkoda, ze nikt z nami tego nie konsultował. W innych krajach taka sytuacja jest nie do pomyślenia. Gdy Słoweńcy robili sprint klasykiem, to trasę przygotowali pod Petrę Majdic. Dlaczego u nas nie możemy zrobić tego samego pod Justynę? Ona na pewno nie weźmie udziału w tym szaleństwie" - zapewnia szkoleniowiec.

Reklama

>>>Czytaj także: Bez Polaków nie ma żużla