"Miejmy nadzieję, że na tym jednym sukcesie się nie skończy. Jeszcze nie doszedłem do tego, jak utrzymać taką dyspozycję do zimy, ale nad tym pracuję" -obiecuje Kamil Stoch, od dawna uznawany za nadzieję polskich skoków - pisze "Fakt".

Od 2-3 lat kręcił się przy czołówce, ale nie mógł się do niej przebić. Zdarzały mu się pojedyncze dobre skoki, jak choćby w końcówce poprzedniego sezonu, ale do tej pory brakowało zwycięstwa w zawodach. Teraz udało mu się wreszcie wygrać, a przy okazji pokonać zwycięzcę klasyfikacji generalnej letniego Grand Prix Thomasa Morgensterna. Do pełni szczęścia brakowało mu tylko obecności Małysza, który zrezygnował z udziału w konkursach z powodu kłopotów zdrowotnych teścia. "Nie mamy kontaktu. Współczuję Adamowi, że spotkała go taka sytuacja i nie mógł tutaj przyjechać. Ale cóż, tak bywa w życiu. Miejmy nadzieję, że wszystko się dobrze potoczy" - mówi Kamil.

Czy kiedyś stanie na podium razem z Adamem? Bo pochodzący z Zębu skoczek najlepiej spisuje się, kiedy... nie ma Małysza. Tak było choćby dwa lata temu podczas Turnieju Czterech Skoczni. Ciągle nie zapadła decyzja w sprawie udziału Adama w sobotnich zawodach w Klingenthal. Szanse na przyjazd mistrza są jednak niewielkie. "Jesteśmy z nim w kontakcie, ale skoki to w tym momencie dla niego drugi plan" - mówi Łukasz Kruczek, drugi trener polskiej reprezentacji.



Reklama