Wimbledońską tradycją jest kolejka po wejściówki na dany dzień, w której od wczesnych godzin porannych lub wręcz od nocy ustawiają się osoby nie mające biletów, ale w poniedziałek, w pierwszym dniu turnieju, nawet niektórzy posiadacze biletów na konkretny kort mieli problem ze zdążeniem na mecz. Jak mówili brytyjskim mediom stali bywalcy, nigdy wcześniej na wejście na wimbledoński teren nie trzeba było czekać tak długo.

Reklama

Wszyscy wchodzący poddawani są kontrolom niemal takim jak na lotniskach, co zajmuje sporo czasu, a konfiskowane są nawet dezodoranty i kremy do opalania się. Wśród przedmiotów, których wnoszenie jest zabronione, są m.in. klej, wszelkiego typu proszki czy łańcuchy i kłódki. Ponadto po terenie krążą nieumundurowani policjanci, którzy wypatrują osób, które mogą chcieć wedrzeć się na kort, by zakłócić przebieg któregoś z meczów.

Komunikujemy ludziom na zewnątrz, wyjaśniając, że może to zająć trochę więcej czasu. Ale myślę, że w kontekście tego, co się wydarzyło, nasi widzowie i nasi goście absolutnie to zrozumieją – oświadczyła Sally Bolton, dyrektor All England Lawn Tennis & Crocquet Club, czyli organizatora turnieju w Wimbledonie.

Reklama

Te wyjątkowe środki bezpieczeństwa są jednak zrozumiałe, jeśli się weźmie pod uwagę, że zakłócanie imprez sportowych stało się jedną z najważniejszych form działania aktywistów klimatycznych z takich grup jak Just Stop Oil, Extinction Rebellion czy Animal Rising. Tylko w ostatnich kilku miesiącach rozsypali proszek na stołach w czasie mistrzostw świata w snookerze, wdarli się na tor podczas wyścigu konnego Grant National, na boisko w czasie meczu o mistrzostwo Anglii w rugby, a w zeszłym tygodniu – w czasie meczu krykieta między Anglią a Australią.

We wtorek minister kultury, sportu i mediów Lucy Frazer i minister spraw wewnętrznych Suella Braverman miały się spotkać z przedstawicielami związków sportowych, by przedyskutować zakłócenia w imprezach sportowych powodowane przez aktywistów klimatycznych. Przed spotkaniem ta pierwsza przyznała jednak, że "nie może zagwarantować", iż na Wimbledonie nie dojdzie do powtórki.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński