Marek tłumaczyła, że wina leży również po jej stronie, bo to w jej organizmie znaleziono EPO. "Skąd mogłam wiedzieć, co jest w strzykawkach?" - pytała. Jak dodała, "ufała lekarzowi". Lekarz, Witalij Trypoilski, miał powiedzieć Polce, że nie wie, skąd EPO w jej organizmie.

Reklama

"Nie będę wytaczać procesu Trypolskiemu, jesteśmy winni oboje" - mówiła Marek. Zapewniła, że nie potrafiłaby sama sobie podać EPO dożylnie czy domięśniowo.

Marek zapowiedziała, że wróci do zawodowego sportu, "bo to kocha". Jak mówiła, jeśli zostanie ukarana dwuletnim zawieszeniem, będzie przez ten czas normalnie trenować. "Proszę więcej nie nachodzić mojej rodziny i mnie" - zaapelowała do dziennikarzy.

Dziś w Krakowie odbyło się pierwsze posiedzenie Komisji Dyscyplinarnej Polskiego Związku Narciarskiego, w którym wzięli udział także Kornelia Marek i jej szkoleniowiec Wiesław Cempa.



Badanie antydopingowe Kornelii Marek, które przeprowadzono podczas igrzysk po biegu sztafetowym 4x5 km - dało wynik pozytywny. 12 marca, na żądanie zawodniczki, w laboratorium w Richmond rozpoczęła się analiza próbki B.

16 marca MKOl potwierdził obecność niedozwolonej substancji - erytropoetyny (EPO) - w organizmie Polki. To jedyny przypadek stosowania dopingu wykryty na tegorocznej olimpiadzie.