W pewnym momencie byli nawet gotowi podać się do dymisji, bo mieli przeświadczenie, że w PZPN nikomu poza nimi nie zależy na oczyszczeniu futbolu z procederu ustawiania meczów.

Reklama

Trudno się dziwić pretensjom członków Wydziału Dyscypliny, bo ci, którym powinno najbardziej zależeć na wyeliminowaniu oszustów z polskiej piłki, chowają głowę w piasek. Zarząd PZPN nadal udaje, że problem korupcji to margines naszej ligi. A tu gołym okiem widać, że ustawianie meczów było na porządku dziennym i umoczeni w ten proceder byli ludzie z pierwszych stron gazet, a nie tylko płotki - pisze "Fakt".

Tymczasem zarząd PZPN próbuje sprawiać wrażenie, jakby za aferę korupcyjną w polskim futbolu zupełnie nie ponosił odpowiedzialności. A to nieprawda. To, że związkowi działacze w najlepszym przypadku udawali ślepych i nie chcieli widzieć przekrętów, które działy się na ich oczach w naszej lidze, nie może zwalniać ich z poczucia winy. Tym bardziej że ich zaniechania w sprawie afery korupcyjnej są wręcz porażające.

Brak odpowiedniej reakcji, jaką byłoby natychmiastowe odebranie licencji trenerskiej, na zatrzymanie przez CBA i przyznanie się do ustawiania meczów przez Dariusza W. czy też decyzja Trybunału Piłkarskiego o uchyleniu kary degradacji dla Zagłębia Lubin o mały włos nie przelały czary goryczy. Rano na Miodowej gruchnęła wieść, że Wydział Dyscypliny może w ramach protestu podać się do dymisji.

Ostatecznie do tak drastycznej decyzji nie doszło, bo związkowi działacze zapewnili członków WD PZPN, że będą mogli liczyć na wsparcie w walce z korupcją. Pytanie tylko, czy faktycznie tak będzie, czy to kolejne deklaracje bez pokrycia i typowa gra na czas ze strony władz PZPN.