Już jutro będzie wiadomo, czy holenderski "cudotwórca" nadal będzie dla nas świętością, kimś, kogo się nie krytykuje i do kogo - w sprawach futbolu - obowiązuje pełne i bezwarunkowe zaufanie.

O tym, jak silny jest mit 62-letniego szkoleniowca, przekonywało w Polsce ostatnich miesięcy niemal wszystko. Żaden z trenerów od czasów Kazimierza Górskiego nie cieszył się podobną estymą. Żaden też nie zdobył takiej popularności w tak szybkim czasie. "Po zwycięstwie w eliminacjach nad Portugalią wszyscy uwierzyli w nieomylność i wielkość Beenhakkera, a wszelka krytyka odbierana była niemalże jak obraza majestatu" - mówi DZIENNIKOWI słynny polski bramkarz Jan Tomaszewski.

Jeśli dziś wieczorem Polska przegra z Chorwacją, Holender przestanie być nieomylny. Stanie się takim samym trenerem jak jego poprzednicy. Nawet jeżeli zachowa posadę. "Do tej pory postrzegany był jako cudotwórca, ale bez nowych cudów straci taką pozycję" - mówi DZIENNIKOWI filozof Marcin Król.

Utrata image’u to nie wszystko. Na mecz czeka branża reklamowa, która w ostatnich tygodniach uczyniła 62-letniego szkoleniowca swoją główną twarzą. Szef domu mediowego Starcom Jakub Benke nie ma wątpliwości: jeżeli Beenhakker nie wytłumaczy się należycie z Euro 2008, zniknie z reklam. BZ WBK już ograniczył nadawanie spotów z trenerem. "Wszystko wskazuje na to, że reklamodawca nie wierzył w awans Polaków" - mówi z kolei DZIENNIKOWI anonimowo jeden z insiderów świata reklamy.

Zupełnie inaczej potoczą się losy Beenhakkera, jeżeli Polska pokona Chorwację. Wówczas - jeżeli odpadnie - przez lata żyć będzie mit o niesprawiedliwym angielskim sędzim. A jeżeli - trzymać kciuki - Polacy awansują? Wówczas Leo naprawdę okaże się... cudotwórcą.







Reklama