Z Borucem mógł konkurować jedynie Rosjanin Arszawin, który do czasu półfinałowego meczu z Hiszpanami prowadził w klasyfikacji na najlepszego gracza finałów mistrzostw Europy, dystansując nieznacznie Boruca. Ale po fatalnym występie w tym ostatnim spotkaniu lider rosyjskiego zespołu został strącony z pierwszego miejsca przez bramkarza reprezentacji Polski.
"Starałem się robić to, co mogłem. Przecież tyle lat trenuję, żeby czasem ktoś we mnie trafił. A przed mistrzostwami starałem się trochę przytyć, żeby zakryć jak największą część bramki. Chyba się udało" - śmieje się w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Boruc.
Bohater naszej reprezentacji wciąż nie może przeboleć, że w taki a nie inny sposób polski zespół pożegnał się z turniejem. Nie ma dla niego większego znaczenia, że był jedynym zawodnikiem, do którego kibice nie mogli mieć pretensji.
"Nie zawiodłem? Ale na nic to się zdało. Bo źle mnie trafili kilka razy? Co powiedzieć? Trzeci raz mówiliśmy, że jedziemy na mistrzostwa. Trzeci raz twierdziliśmy, że mamy zajebistą grupę i możemy z niej wyjść. I co? Trzeci raz nas zlali" - podsumowuje Boruc.
Artur jest nieco zaskoczony pochwałami jakie zbiera po Euro 2008, bo przecież on także był częścią zespołu, którego występ na turnieju w Austrii i Szwajcarii zakończył się kompletną klapą.
"W piłce nożnej najważniejszy jest wynik i oceniani jesteśmy przez pryzmat całej drużyny. Owszem, inaczej się przygotowujemy, trenujemy, ale bramkarz to część zespołu i z tego jest rozliczany. Indywidualne statystyki bardziej dotyczą napastników. Mają cztery sytuacje, dwie wykorzystają i tych pozostałych nikt nie pamięta. A my nie możemy pozwolić sobie na choćby jeden błąd. Przecież gdyby ktoś strzelił dla nas dwie bramki w meczu z Austrią, to o Borucu pewnie by nie mówiono" - twierdzi nasz bramkarz.
Boruc jako jeden z nielicznych nie zwala winy za niepowodzenie w meczu z Austrią na sędziego Howarda Webba. "Winni jesteśmy sami sobie, bo to my gramy w piłkę, biegamy po boisku. Daliśmy się sprowokować i to w takim momencie. Jesteśmy na tyle doświadczonymi zawodnikami, że nie powinniśmy do takiej sytuacji dopuścić. A sędziowie... Ja mam to na co dzień w lidze szkockiej. Czasem od razu można poznać, że mówiąc wprost, facet z gwizdkiem jest kibicem Rangersów. Ale mimo tego, grając tak, jak potrafimy, wygrywamy. I to powinniśmy zrobić w Wiedniu" - podkreśla Boruc.
Po tym co zaprezentował bramkarz reprezentacji Polski na Euro, cena jaką trzeba zapłacić za niego Celticowi poszła zdecydowanie w górę. Do tego stopnia, że niewiele klubów w Europie stać na wyłożenie wielkich pieniędzy za Boruca. Paradoksalnie więc, może się okazać, że ten turniej wcale nie pomoże mu w transferze z ligi szkockiej.
"Jakieś zamieszanie wokół mojej osoby się zrobiło. Ja w sumie cieszę się, że cena za mnie rośnie, bo to coś znaczy. Może te mistrzostwa mi nie pomogły, ale na pewno nie zaszkodziły" - kończy bramkarz reprezentacji Polski.