"Mam nadzieję, że trafi on do Sejmu tej jesieni. Trwają jeszcze ostatnie prace w rządzie" - mówi nam Witold Lisicki, rzecznik Służby Celnej, która bezpośrednio odpowiada za prace nad ustawą.

Reklama

Rząd liczy, że z dodatkowych opłat uzyska do 2012 roku nawet 1,5 mld złotych. W rzeczywistości na budowę stadionów trafi jednak około 1,2 mld złotych. Tyle mniej więcej ma wynieść koszt budowy Stadionu Narodowego w Warszawie. Pozostałe kilkaset milionów złotych z tej puli ma zasilić budżet Ministerstwa Kultury.

Jeśli rządowy projekt wejdzie w życie, to np. koszt każdej gry na jednorękim bandycie może wzrosnąć o 10 procent, bo takiej daniny żąda państwo. Jeszcze droższa może być zabawa w audiotele. Tu podatek ma wynieść 25 procent opłaty za grę.

Do tej pory na sport i kulturę składali się jedynie klienci państwowego Totalizatora Sportowego. "Nowelizacja obejmie prywatnych organizatorów gier i zakładów. Trudno sobie wyobrazić bardziej szczytny cel wprowadzenia takich dopłat niż budowa stadionów" - przekonuje Lisicki.

Jednak prywatni przedsiębiorcy z branży hazardowej, której roczne przychody szacuje się na blisko 7 mld zł, nie zamierzają zapłacić za ani jedno krzesełko na projektowanych stadionach. Jak ustalił DZIENNIK, od miesięcy formalnie i nieformalnie prowadzą rozmowy z politykami, by zablokować wprowadzenie dodatkowych opłat.

"Do urzędników z resortu sportu podchodzili lobbyści. Grali na nucie, że PO jest liberalną partią i nie powinna podwyższać podatków. Zakazaliśmy takich rozmów" - mówi nam Marcin Rosół, doradca ministra sportu Mirosława Drzewieckiego.

Firmy hazardowe wynajęły też agencje PR, które mają zorganizować kampanię medialną przekonującą, że dodatkowe opłaty to śmierć dla branży. W tym tygodniu prezentację specjalnego raportu na temat dopłat szykuje Casinos Poland, właściciel kasyn i salonów gier w największych miastach Polski.

Reklama

Ale te protesty mogą się na nic nie zdać, bo rządowy projekt ma szansę zdobyć poparcie polityków opozycji. "Jeśli hazard w Polsce nie będzie nachalnie promowany, to dobry pomysł. Pieniądze z Totalizatora Sportowego sprawiły na przykład, że w kulturze pojawiły się środki pozwalające na dofinansowanie różnych projektów, a nie tylko na bieżące utrzymanie instytucji" - zauważa poseł Jan Ołdakowski z PiS, twórca i dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.

Mimo chęci do zmiany przepisów w branży hazardowej rząd Donalda Tuska nie będzie miał łatwego zadania. Tym bardziej że kilka miesięcy temu niemal wywołał skandal.

Wówczas urzędnicy resortu finansów chcieli znieść limity lokalizacyjne dla kasyn i salonów gier, które obecnie mogą powstawać tylko w dużych miastach. Wycofali się z tych pomysłów po tym, jak oprotestowała je policja. Największa afera w hazardzie wybuchła jednak pięć lat temu, kiedy SLD zalegalizowało gry na automatach wypłacających niskie wygrane. Zostały one również obłożone niezwykle korzystnymi stawkami podatkowymi. Media ujawniły, że za tymi rozwiązaniami lobbował Jerzy Jaskiernia, wówczas prominentny polityk SLD, którego bliskim znajomym był Maciej Skórka, przedsiębiorca z branży hazardowej.