"Przed wyjazdem zakładaliśmy, że awansujemy do półfinału, ale wcale nie czujemy, że plan minimum już jest wykonany. Gramy dalej. W sobotę będziemy gryźli kort. Chcemy wykorzystać okazję, która nam się nadarza. Może uda się powtórzyć sukces sprzed trzech tygodni z Madrytu i wygrać z Bryanami jeszcze raz" – zapowiadał Fyrstenberg.

Reklama

W Masters Cup Polacy rywalizują jako najniżej rozstawiona para grupy złotej (numer 7). O ich awansie do półfinału zadecydował dramatyczny piątkowy mecz z Jonasem Bjorkmanem i Kevinem Ullyettem, wygrany 6:2, 1:6, 10-6. Dla rywali stawka meczu była równie wysoka, byli więc bardzo zmotywowani, ale Matkowski i Fyrstenberg znaleźli sposób na czwartą parę świata. Mimo chwilowej zapaści w drugim secie i niezbyt szczęśliwego rozpoczęcia super-tiebreaka, w którym Bjorkman i Ullyett prowadzili już 4:2 - opisuje DZIENNIK.

"Było nerwowo, zwłaszcza w drugim secie, kiedy mieliśmy spore problemy z serwisem, a oni zaczęli świetnie odpowiadać. W trzecim secie wygraliśmy kilka przełomowych piłek" – opowiadał Fyrstenberg.

>>>Wielki sukces Polaków w Masters Cup

Polacy nauczyli się radzić sobie z presją, bo dramatyczne mecze „o wszystko” były dla nich chlebem powszednim w końcówce sezonu. "Rozegraliśmy ich ostatnio sporo, kiedy walczyliśmy o awans do Masters Cup" – mówił Fyrstenberg. Awans wyśliznął im się w ostatniej chwili. Już snuli plany wakacyjne, kiedy dostali prezent od losu – jedna z wyżej notowanych par zrezygnowała z powodu kontuzji i Polacy jednak do Szanghaju polecieli.

Już można powiedzieć, że wykorzystali swoją szansę. Wprawdzie zaczęli turniej od porażki z Nenadem Zimonjicem i Danielem Nestorem. Potem jednak gładko pokonali Leandera Paesa i Lukasa Dlouhego. W piątek nie tylko wyeliminowali Ullyetta i Bjorkmana z turnieju, ale zakończyli karierę tego ostatniego. 36-letni Szwed, który z różnymi partnerami wywalczył dziewięć tytułów wielkoszlemowych postanowił w Szanghaju pożegnać się z zawodowym graniem.

– Po meczu była wielka feta, retrospekcja kariery Bjorkmana i jego przemówienie ze łzami w oczach. Powiedział, że bardzo źle się zachowaliśmy, pokonując go na koniec – śmiał się Fyrstenberg.

Reklama

Na szczęście Polacy nie dali zwieść się sentymentom w drodze do tego wielkiego sukcesu. Czy rzeczywiście największego w całej karierze? "Sam już nie wiem, o tym będzie pewnie głośniej niż o wygranym turnieju Masters Series w Madrycie przed trzema tygodniami. Ale dla nas chyba właśnie Madryt znaczył najwięcej. Tam to my byliśmy najlepsi, nawet największym nie udało się nas pokonać. Ale poczekajmy na podsumowania, tu jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa" – zastrzega Fyrstenberg.

Mike i Bob Bryanowie w ostatnim meczu fazy grupowej przegrali z Coetzee'em i Moodiem. Ten fakt nie usypia jednak ostrożności Polaków. "Trudno oczekiwać od pary, która ma już zagwarantowany półfinał, żeby grała na sto procent. Ale mimo wszystko ta ich chwila słabości to dla nas dobra informacja" – mówi Fyrstenberg.

Faza grupowa singlowego Masters Cup zakończyła się sensacją, bo z turniejem pożegnał się broniący tytułu Roger Federer. Wyeliminował go 21-letni Szkot Andy Murray, który zmierzy się w półfinale z Nikołajem Dawydienką. Drugi rozegrają Novak Djokovic i niespodziewany uczestnik całego turnieju, Francuz Gilles Simon.