Jeszcze dwa lata temu podobno dokładał do interesów z Polskim Związkiem Narciarskim. "Za wiele rzeczy płaci z własnej kieszeni bez gwarancji, że PZN zwróci mu pieniądze" - mówił o nim przed rozpoczęciem sezonu olimpijskiego Małysz. Te czasy już bezpowrotnie minęły. Teraz Federer żyje jak król.

Reklama

W tym określeniu nie ma przesady. Samochodu, jakim na konkursy Pucharu Świata do Villach przyjechał menedżer Małysza, nie powstydziłby się żaden z bajecznie bogatych arabskich szejków czy monarchów. Zresztą właśnie dla takich ludzi są one projektowane. Bentley Continental GT, jakim jeździ obecnie Federer to prawdziwe cacko wartę fortunę. Potężny silnik o pojemności 6 litrów i mocy 560 koni mechanicznych z łatwością rozpędza komfortowo wyposażony samochód do prędkości sporo przekraczającej 300 kilometrów na godzinę. W Polsce trzeba zapłacić za niego co najmniej 600 tysięcy złotych! Same pieniądze nie wystarczą, bo na nowe auto czeka się rok.

Austriak może sobie pozwolić na takie luksusy. Prowadzi interesy nie tylko Małysza, ale również najlepszych obecnie w Pucharze Świata Morgensterna i Schlierenzauera. Na prowizjach od kontraktów reklamowych zarabia fortunę. Najwięcej wyciąga od Red Bulla, którego na kaskach reklamują jego zawodnicy. Małysz za roczną umowę dostaje milion euro. Federer przygotował też kontrakt naszego mistrza z towarzystwem ubezpieczeniowym "Generali”, którego wartość określa się na milion złotych - wyliczył DZIENNIK.

Federer do swojego luksusowego auta zamówił specjalne tablice rejestracyjne. Umieścił na nich swoje imię. Dzięki temu jego sportowy wóz jest podwójnie charakterystyczny. W Villach mówią jednak, że w Wiedniu wyróżnianie się na ulicy za pomocą tablic rejestracyjnych uchodzi za przejaw bezguścia...

Reklama