Polski napastnik nie posiada się ze szczęścia. "Ponad cztery lata nie było mnie w reprezentacji, mam nadzieję, że nie będę musiał czekać tak długo na kolejne powołanie. Chcę wykorzystać szansę, wszystko teraz zależy ode mnie. Napastnicy są od strzelania goli i po to tutaj przyjechałem" - mówi "Faktowi" Artur Wichniarek.

Reklama

"Najważniejsze, że nie muszę meczu z Czechami traktować jako spotkania ostatniej szansy, bo dostanę jeszcze powołanie na mecz z USA. Czasem 90 minut to za mało, aby wszystko pokazać. Nie można oczekiwać cudów" - dodaje piłkarz.

Napastnik Arminii Bielefeld długo musiał czekać na swoją szansę. Na początku swojej pracy Leo Beenhakker obruszał się, gdy słyszał nazwisko Wichniarek. Jednak Artur przekonał selekcjonera kolejnymi golami. W Bundeslidze strzelił ich osiem w tym sezonie. "Nigdy nie rozmawiałem z trenerem Beenhakkerem. Po raz pierwszy będę miał okazję tutaj, na Cyprze. Jacek Krzynówek nie mówił mi, czego mam się spodziewać po selekcjonerze. Powiedział, że sam się przekonam, jaki jest" - opowiada "Król Artur", jak nazwano go w Niemczech po wywalczeniu korony króla strzelców 2. Bundesligi w sezonie 2001/2002.

W kadrze do tej pory nie szło mu dobrze. Kolejni selekcjonerzy nie widzieli dla Wichniarka miejsca w składzie i pomijali przy powołaniach. Debiutował w reprezentacji dziewięć lat temu, ale od tamtej pory zaliczył tylko szesnaście spotkań. Zdobył w nich cztery bramki. "Mam nadzieję, że meczem z Czechami rozpocznę nowy rozdział w karierze" - mówi napastnik Arminii.

"Traktuję ten mecz tak, jak reszta chłopaków, czyli bardzo poważnie. Tym bardziej że rywal jest silny. Stęskniłem się za atmosferą kadry. Sam jestem ciekaw, co się zmieniło przez ten czas, kiedy mnie nie było. Zawsze wierzyłem, że wrócę do reprezentacji. To drużyna, ktora jest dla mnie na pierwszym miejscu" - zakończył Wichniarek.