Hamilton przegrał walkę o tytuł (mistrzem świata został Kimi Raikkonen z Ferrari), ale nie rozpacza. Przeciwnie, od razu po wyścigu na Interlagos bawił się na całego. Impreza odbywała się w jednym z hoteli w Sao Paulo. Na parkiecie bawiło się kilkadziesiąt osób z teamu McLaren. Hamilton, jako didżej, szalał przy utworze "No Woman No Cry" Boba Marleya. "Everything's gonna be alright" - wyśpiewywał swoje motto.

Reklama

"Tato, kocham cię" - krzyczał do mikrofonu. Anthony Hamilton to idol Lewisa. To właśnie dzięki ojcu, zwariowanemu na punkcie F1, został profesjonalnym kierowcą. Kiedy Lewis razem z innymi zaczął śpiewać "I Heard It Through the Grapevine" Marvina Gaye'a, zawołał do ojca: "Znasz ten kawałek tato, śpiewaj ze mną".

Kierowcę F1 rzadko można zobaczyć w takiej sytuacji (Roberta Kubicy nie widział nikt). Wcześniej w szalonym solowym tańcu nagrano Nick Heidfelda, kolegę Kubicy w BMW Sauber. Fragmenty party McLarena z Hamiltonem w roli didżeja zobaczyło w internecie już ponad 300 tysięcy osób.

Po imprezie Hamilton tłumaczył swój dobry nastrój. "Cały rok na maksa skupialiśmy się na pracy, więc w Brazylii pozwoliliśmy sobie na trochę zabawy. Dla wszystkich w teamie ten sezon był bardzo stresujący, więc mieli prawo wreszcie się wyluzować. Chciałem świętować właśnie z nimi, z nikim innym. To mój team, moi przyjaciele" - mówił Brytyjczyk.

Reklama

Hamilton ma za sobą wyczerpujący sezon. Od marca do końca października żył pod gigantyczną presją i obstrzałem dziennikarzy. Został pierwszym debiutantem, który w trzech pierwszych wyścigach sezonu zajmował miejsca na podium. Do samego końca walczył o to, by jako pierwszy debiutant zdobyć mistrzostwo świata. Przegrał z Raikkonenem, ale na wszystko nadal patrzy z optymizmem. "Rok temu startowałem w GP2. Teraz jestem drugim kierowcą F1. Jak mógłbym narzekać? Rano po wyścigu nie obudziłem się z myślą: cholera, nie jestem mistrzem świata. Byłem trochę wkurzony, ale nie zapominam, że mam za sobą fantastyczny sezon. Zobaczymy, czy w przyszłości ktoś pobije moje rekordy" - opowiadał kierowca McLarena.

Dla Hamiltona sezon 2007 jest zamknięty. Dla jego szefów nie. McLaren postanowił odwołać się od decyzji sędziów, którzy nie ukarali zespołów BMW Sauber i Williams po Grand Prix Brazylii (ich paliwo miało podczas wyścigu za niską temperaturę, co może zwiększyć moc bolidu nawet o 10 KM). Gdyby kierowców zdyskwalifikowano, mistrzem zostałby Hamilton - czytamy w DZIENNIKU.

FIA wysłucha szefów McLarena 15 listopada. "Dla nas sprawa mistrzostwa świata jest zakończona" - stwierdził Max Mosley, prezydent FIA. "McLaren chce się odwołać, ale na razie to nie zmienia wyników sezonu. Mogli oprotestować wyniki wyścigu, ale tego nie zrobili. Teraz muszą udowodnić, że mają rację" - przekonywał Mosley.

Hamilton zapowiedział, że nie chce zostać mistrzem przy zielonym stoliku. Brytyjczyk myśli już o sezonie 2008. "Będę bardziej doświadczony, bardziej zrelaksowany, w lepszej formie i mam nadzieję w jeszcze lepszym samochodzie. To będzie nasz rok" - straszy rywali.