Kubica uśmiechał się po sobotnich kwalifikacjach. Zajął w nich czwarte miejsce i startował z drugiej linii. Obok niego ruszał Kimi Raikkonen, a pole position wywalczył kolega Fina z Ferrari, Felipe Massa. Obok Brazylijczyka w pierwszej linii był Hamilton.

Reklama

"Były to dosyć udane kwalifikacje" - mówił Kubica. "Tor jest bardzo wymagający. Trudno będzie wyprzedzać. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, zdecydowanie lepszy będzie suchy wyścig, ale w mojej sytuacji deszcz mógłby pomóc".

Polak narzekał na nierówną nawierzchnię i miał rację. Już na 14. okrążeniu w ścianę uderzył Nelson Piquet. Jak się później okazało, w ten sposób młody Brazylijczyk zrujnował wyścig kilku kierowcom - w tym Kubicy - ale swoim wypadkiem „pomógł” też wygrać koledze z Renault.

Gdy Piquet wygrzebywał się z bolidu, na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa. To oznaczało zakaz zjeżdżania do boksów. Ale Nico Rosberg i Kubica mieli tak mało paliwa, że musieli to zrobić, bo stanęliby na torze z pustymi bakami. Za złamanie przepisów dostali karę "stop and go", czyli przejazd przez boksy i zatrzymanie się w nich na dziesięć sekund.

Reklama

W tym sezonie przez ten przepis już kilku kierowców straciło dobre miejsca. Tym razem bezsensowny regulamin kosztował Kubicę podium, a być może nawet zwycięstwo. Gdyby Polak miał paliwa na jeszcze jedno okrążenie - wówczas otwarto pit lane i można było zjeżdżać na tankowanie - nie zostałby ukarany i nie straciłby około pół minuty. A na mecie był gorszy od zwycięzcy o 28 sekund. Ale Polak krytykował też swój zespół. "Powinniśmy zdecydować się zjechać od razu, gdy pojawił się samochód bezpieczeństwa. Wtedy straciłbym mniej i zostałbym na czele, podobnie jak Rosberg. Niestety, mój zespół zaspał".

Rosberg zjechał do boksów okrążenie wcześniej niż Polak. Dzięki temu wyjechał na tor na pierwszym miejscu i mógł powiększać przewagę nad rywalami, a po odbyciu kary spadł tylko o cztery lokaty. Kubicę karny przejazd przez pit lane kosztował spadek na 15. miejsce.

"Safety Car nie pojawił się w najlepszym momencie, ale i tak były szanse na dobry wynik" - mówił na mecie Kubica. "Nie wiem, dlaczego nie zdecydowaliśmy się na zjazd od razu. Zrobiliśmy to o jedno okrążenie za późno. Musiałem wtedy czekać, aż przejedzie cała grupa, bo na końcu pit lane paliło się czerwone światło. I w tym momencie mój wyścig był skończony".

Reklama

Drogę z piekła do nieba przebył za to Alonso. W sobotę miał awarię bolidu, przez co zajął w kwalifikacjach dopiero 15. miejsce. "Musiałby zdarzyć się cud, żeby wyścig był dla mnie udany" - mówił Hiszpan.

I cud się zdarzył. Po wypadku Piqueta były dwukrotny mistrz świata znalazł się w czołówce, a gdy na tankowanie zaczęli zjeżdżać kolejni kierowcy, wyszedł na prowadzenie i już go nie oddał. To 20. triumf Alonso w F1, ale pierwszy od dwóch lat.

"To coś fantastycznego, pierwsze zwycięstwo w sezonie. Jestem niesamowicie szczęśliwy i pewnie będę potrzebował kilku dni, by uwierzyć, że udało się osiągnąć coś, co w tym sezonie wydawało się niemożliwe" - powiedział kierowca Renault.

Drugi był Rosberg, a trzeci Hamilton. Dzięki temu Anglik ma już siedem punktów przewagi w klasyfikacji generalnej nad Massą i 20 nad Kubicą. Na trzy wyścigi przed końcem sezonu Polak wyprzedza Raikkonena o 7 pkt i Heidfelda o 8.