Kiedy Beenhakker dzwonił do Piszczka, ten... wylegiwał się właśnie na wyspie Rodos, korzystając z uroków urlopu. "Selekcjoner pytał mnie, co robiłem przez ostatnie tygodnie. Czy pracowałem nad formą, czy leniuchowałem" - mówi DZIENNIKOWI piłkarz.
Mimo że Piszczek nie znalazł się nawet w grupie 26 piłkarzy, którzy pojechali do Donaueschingen, to właśnie na niego postawił Beenhakker. "Trener chciał skrzydłowego, a ja właśnie na tej pozycji grałem w Hercie i reprezentacji" - tłumaczy tę decyzję sam piłkarz, który po telefonie od Beenhakkera od razu zadzwonił do rodziców i pochwalił się im, że jedzie na Euro.