Piotr Żelazny: Co jest największym atutem Niemców?
Leo Beenhakker: Jest kilka powodów, dla którego są zaliczani do najlepszej piątki na świecie. Przede wszystkim mają znakomitych piłkarzy. Po drugie zawsze grają z ogromnym poświęceniem dla drużyny. Na pierwszym miejscu zawsze jest zespół. Zawsze są gotowi do dodatkowej pracy, do poświęceń, do wykonywania brudnej roboty. Wszyscy zawodnicy uczestniczą w grze obronnej, no i mają świetną mentalność. Ludzie często powtarzają, że Niemcy są szczęściarzami, bo wygrywają w ostatnich minutach meczów. Ja z kolei mówię, że jeżeli uda ci się tak raz, to miałeś szczęście. Jeżeli jednak to się powtarza, staje się to jakością. I to właśnie ich charakteryzuje: nigdy się nie poddają, zawsze prą do przodu, nie tracą głowy, i są zawsze w końcówce spotkania wykrzesać z siebie dodatkowe siły i wykonać jakąś ekstra pracę. I to jest wielka jakość, i ja to szanuję. W Holandii mamy takie powiedzenie, że jeśli chcesz wygrać z Niemcami na chwilę wytchnienia możesz sobie pozwolić dopiero wtedy, jak oni już siedzą w autobusie. Ale to nie ma negatywnego zabarwienia. Wszyscy w Holandii bardzo tę ich umiejętność szanują.

Gdzie zatem poszukamy ich słabych punktów?
O tym powiem moim piłkarzom. Moim zadaniem jest przygotować zawodników, a nie informować media. Poza tym musimy się skupić na sobie. To jest coś, co powtarzam już od bardzo dawna. Zagraliśmy 14 ciężkich meczów eliminacyjnych. Udało nam się wygrać grupę. Wtedy to się nazywało eliminacje, teraz nazywa się Euro. Jedyna różnica. Futbol pozostaje taki sam.

Dużo miał pan motywacyjnych przemów przed meczem z Niemcami?
Mów motywacyjnych? Naprawdę nie muszę ich motywować.

Przecież jest pan słynny właśnie z tego, że fantastycznie potrafi zmobilizować drużynę do walki.

Tak, ale tylko wtedy, kiedy jest to potrzebne. Nie motywuję, tylko po to, żeby to robić. Nie uprawiam sztuki dla sztuki. A muszę panu powiedzieć, że większość z nich na razie nie potrzebuje żadnych dodatkowych bodźców. Każdy z nich czeka na ten mecz, cieszy się na niego i już jak najszybciej chce wyjść na boisko. Nie można przesadzić z motywacją i pompowaniem balonu, bo łatwo może pęknąć.

Co pan zrobił, że piłkarze są tak spokojni? Tak pewni siebie?
Nie wiem. Nie umiem tego powiedzieć. To jest moja umiejętność. Pracuję nad tym, by ich wprowadzić w mecz. Powoli, krok po kroku. Nie dodaje im stresów. Stres i nerwy nie pomagają. Zagrać dobry mecz możesz tylko wtedy, kiedy odczuwasz pozytywną presję, ten pozytywny rodzaj stresu, podniecenie. Nie potrafię powiedzieć jak ja docieram do moich piłkarzy, każdy potrzebuje czego innego. Jeden kopniaka, inny poklepania po ramieniu. Żyję z nimi 24 godziny na dobę. Widzę, który czego potrzebuje i na każdego mam inną metodę. Każdy z chłopaków wie dokładnie, czego od niego oczekuję i co ma robić.

Czyli żadnych specjalnych sesji z psychologami nie było?
Absolutnie nie.

Jak wyglądała sytuacja z Jakubem Błaszczykowskim?
To Kuba sam przyszedł do mnie i powiedział, że nie czuje się w stu procentach sprawny. Co więcej powiedział, że z dnia na dzień jest gorzej. Pamiętajmy, że to nie pierwsza tego typu kontuzja, tylko czwarta w tym sezonie. To jakiś bardzo poważny chroniczny problem. Okazało się, że Kuba po prostu nie jest wystarczająco zdrowy, by wziąć udział w turnieju. Wszystko co moglibyśmy zrobić to przygotować go na część meczu z Austrią i część z Chorwacją. To za mało. Decyzja była bardzo trudna. Dla nas obu i dla całego zespołu. Normalnie Kuba jest bardzo ważną postacią w tej drużynie. A teraz udowodnił, że jest absolutnym profesjonalistą.

Miał grać w pierwszej jedenastce z Niemcami?
Tak. Teraz to mogę powiedzieć. Kuba miał się znaleźć w wyjściowym składzie na Niemcy.

Niemiecka i polska prasa rozpoczęły wojnę totalną przed meczem.
To jest niestety normalne. W każdym społeczeństwie są chorzy ludzie. Co możemy zrobić? Nic. To było wiadome, że prowokacje zaczną się prędzej czy później. Według mnie posunęły się za daleko. Nie ma to nic wspólnego z futbolem, nie ma to nic wspólnego z Euro 2008. Ave Cesar, niech mówią co chcą. Poziom jest naprawdę żenujący.

Ale po obu stronach?
Tak naprawdę to nie wiem. Nie czytam polskiej prasy, nie czytam niemieckiej. Po prostu czasem docierają do mnie różne informacje, i wtedy mnie to szokuje, a raczej wstydzi. Z drugiej strony słyszałem, że jakaś chorwacka gazeta napisała, że się pokłóciłem z Maciejem Żurawskim. Cóż, nic takiego nie pamiętam. Ale to normalna rzecz, która cyklicznie powtarza się przy okazji każdego wielkiego turnieju. Ale ja nie marnuje swojego czasu i energii na czytanie bulwarowej prasy. Wolę poświęcić ten czas piłkarzom. Mam nadzieję, że poświęciłem im go wystarczająco dużo.

Miał pan okazję przeprowadzać treningi w każdych już warunkach pogodowych. Były burze, były upały.
I dobrze. Nie wiem przecież w jakich warunkach przyjdzie nam grać w niedzielę. Może być 40 stopni, może być wielka ulewa. Nie mam żadnego wpływu na warunki pogodowe. Są w życiu sytuacje, na które się po prostu nie ma wpływu. Wtedy jednak trzeba umieć znaleźć jakieś rozwiązanie. Zaakceptować to i umieć sobie z tym poradzić. I to właśnie robimy. We wtorek boisko było niesamowicie ciężkie. W takich warunkach trenuje się znacznie ciężej. Moim rozwiązaniem sytuacji było więc odwołanie popołudniowych zajęć i w tym czasie przeprowadzenie analizy gry Niemców. Według pierwotnych planów sesja DVD miała się odbyć później, ale nic poważnego się nie stało.

Podobno był pan wściekły na latający helikopter.
Nie byłem wściekły. Moim zadaniem jest przygotować zespół. A nie jest zbyt fajnie, gdy podczas treningu przez 45 minut nie słyszysz nic poza warczeniem. To po prostu przeszkadzało zawodnikom koncentrować się na treningu, odpowiednio ćwiczyć i czuć się komfortowo. Dlatego poprosiłem, by trochę ta sytuacja ze śmigłowcem się uspokoiła. Później było już zdecydowanie lepiej. Maszyna latała wyżej, i krócej nad nami wisiała. Z tym nie miałem już żadnego problemu. Ale naprawdę to nie chodziło o mnie, tylko o warunki do treningu. A te nie były odpowiednie.

Niemcy są specjalnym przeciwnikiem nie tylko dla nas Polaków, ale i dla Holendrów.
Oczywiście, wszystko się zgadza. Ale powtarzałem wielokrotnie, że nie możesz brać ze sobą na boisko wszystkich emocji. To nie pomaga w grze w piłkę. Wiem, że wiele osób patrzy na ten mecz i odnosi się do historii. Tej całkiem niedawnej i tej całkiem odległej. Ale ja się pytam. Jak to potem można wykorzystać na boisku? Wychodząc z takim nastawieniem pełnym resentymentów nie zagrasz dobrego spotkania. Będzie bałagan, a nie organizacja gry. Grając, musisz się skupić na jakości przeciwnika i swojej. Na swoich umiejętnościach i na tym, co prezentuje rywal. Nie ma miejsca w głowach na inne rzeczy. W momencie, w którym zaczniesz grać emocjami, nie zagrasz dobrego meczu.

Michael Ballack spędza panu sen z oczu?
Absolutnie nie. Ballack to kapitalny zawodnik, ale on jest groźny tylko wtedy, kiedy ma piłkę. W niedzielę się postaramy, żebyśmy to my mieli przez większą część meczu futbolówkę. Ballack bez piłki nic nie jest w stanie nam zrobić. Nie będziemy go kryć indywidualnie, nie będziemy zmieniać naszego stylu gry. Ta drużyna ma wpojoną pewną filozofię. I jej się będziemy trzymać.

Zawsze pan mówi o odrabianiu pracy domowej. Zrobił pan wszystko, co było do zrobienia?
Nie mam sobie nic do zarzucenia. Widzieliśmy wszystkie ich mecze, sam pojechałem na spotkanie z Serbią. Wiemy o nich wszystko. Mieliśmy sesje DVD z wybranymi detalami i szczegółami. Nie można bowiem piłkarzom przekazać wszystkich uwag, bo mogą zwariować od natłoku informacji. Ale po raz kolejny jednak powtórzę. Nie mogę nic obiecać, jeśli chodzi o wynik. Ale swoją pracę zrobiłem tak dobrze, jak można było.









































Reklama