Dwa lata temu zrezygnował pan z funkcji wiceprezesa do spraw szkolenia. Co takiego się stało, że zdecydował się pan wrócić?
Antoni Piechniczek: Kiedyś nie miałem wpływu na to co się dzieje. Prezes Michał Listkiewicz rządził w stylu Josepha Blattera. O najważniejszych sprawach decydował sam. Czułem, że jestem malowanym wiceprezesem. Dlatego podziękowałem. Nie pasowały mi rządy sędziów.
Nowy zarząd też jest negatywnie odbierany. Po co panu, człowiekowi sukcesu, ten cały bałagan?
W pewnym momencie pomyślałem, że dam sobie z tym spokój. Gdy jednak nagonka na PZPN przybrała na sile, górę wzięła refleksja, że to co mam zawdzięczam piłce. Przecież senatorem też nie zostałem dlatego, że byłem świetnym radnym sejmiku wojewódzkiego. Kibice mnie wybrali. Najłatwiej byłoby powiedzieć: cześć, dziękuje, bawcie się sami. A przecież mogę być pomostem między związkiem i stroną rządową. Mogę studzić gorące głowy. Piłka dała mi to co mam, a teraz ja mogę oddać przysługę. Druga sprawa, że wszyscy kandydaci na prezesa rozmawiali ze mną i mówili: Antek znamy się tyle lat - pomóż. Grzesiu Lato po wyborze ponowił prośbę, więc oto jestem.
W jednej drużynie z panem Henrykiem Klockiem.
Sala wybrała pana Klocka. Trudno, żebym obrażał się na demokrację. Skoro on jest to ok., muszę to zaakceptować. Nie muszę go jednak zapraszać do ścisłej współpracy.
Naraża pan na szwank swoje dobre imię.
Każdy człowiek podejmujący działalność społeczną musi się liczyć z tym, że w jego otoczeniu mogą się znaleźć czarne owce. Nie jedna czarna owca, jak mówił prezes Listkiewicz, ale kilka owiec.
>>>Zobacz, co wymyśliły nowe władze PZPN
A pomyślał pan, co będzie, jak ktoś z tego nowego zarządu zostanie zatrzymany?
Jeśli komuś postawią zarzut, to natychmiast zostanie zawieszony. Klocek ma powody, żeby się bać? Pan Klocek nie ma zarzutów i nie jest największym problemem polskiej piłki. Polski futbol to czterysta tysięcy ludzi. Z tego trzysta pięćdziesiąt to piłkarze. Dla nich problemem jest znalezienie odpowiednich nauczycieli, trenerów i wychowawców.
Nie można jednak reformować mając w zespole ludzi, których nazwiska budzą złe skojarzenia.
Dla mnie to ciągłe gadanie o Klocku, czy Antkowiaku urąga zasadom przyzwoitości. Zewsząd słyszę, że nad niektórymi członkami zarządu coś wisi. To ja panu powiem, że mnie to wisi.
A to, że Lato nic nie zrobił, jako senator, też nie ma znaczenia?
Może za kadencji Grzesia nie było tematów, które by go interesowały? Za nim przemawia to, że jest młody, nie wypalił się, a praca w związku jest jego pasją. Przemierzył prawie dwadzieścia tysięcy kilometrów, by zdobyć zaufanie delegatów.
Jeździł rozdając prezenty.
A co w tym złego, że dał komuś piłkę czy koszulkę z autografem? Byłbym dumny, gdybym dostał taki prezent z adnotacją:"Od Grzesia Laty dla Antoniego Piechniczka".
A co z Beenahkkerem?
Przecież po Euro 2008 powiedziałem, że powinien zostać. Nadal jednak nie potrafię zrozumieć, że nie mamy raportu z imprezy.
>>>Dni Beenhakkera są policzone
Zmusi pan Holendra, żeby napisał raport?
To może uczynić tylko prezes i będę mu doradzał, żeby o to poprosił. I to nie jest kolejny odcinek wojny. Przyznam, że wiele znosimy, by współpraca trwała dalej. Przy okazji meczu Polska - Czechy telewizja pokazała film o rodzinie PZPN. Beenhakker udziela w nim reprymendy działaczom. Gdyby zrobił coś takiego w Arabii Saudyjskiej to natychmiast zerwano by kontrakt.
Przegrana z Irlandią Północną oznaczać będzie koniec Beenhakkera?
Kontrakt trenera kończy się po eliminacjach, więc nie stawiajmy go pod ścianą. Jeśli przegramy z Irlandią to świat się nie zawali. Poza tym nie uprzedzajmy faktów. Może po tym spotkaniu Leo przyjdzie do nas i sam powie, że dalsza współpraca nie ma sensu. A może będziemy się cieszyć z wyniku i czekać z nadzieją na kolejne dobre mecze.