Nękana kontuzjami drużyna Verbeeka gra beznadziejnie i zajmuje dopiero 12. miejsce w lidze, a w grupie H Pucharu UEFA przegrała wszystkie mecze. Holenderskie gazety piszą, że piłkarze winą za brak wyników obarczają trenera zamordystę. "To kat. Jego treningi są niezwykle ciężkie. Co jakiś czas któryś z nas nie wytrzymuje obciążeń i doznaje urazu. Poza tym nasz szkoleniowiec nie ma pojęcia o taktyce" - mówi gazecie "De Telegraaf" anonimowo jeden z piłkarzy Feyenoordu.

Reklama

Zawodnicy nie potwierdzają jednak swoich zarzutów pod nazwiskiem. Ba, niektórzy z nich - jak Giovanni van Bronckhorst - zapewniają wręcz w oficjalnych wypowiedziach, że o żadnym konflikcie w drużynie nie może być mowy. Tyle że mało kto w Holandii wierzy w słowa wypowiadane w świetle kamer. Wszyscy są przekonani, że Verbeek jednak jest skonfliktowany z zespołem. Może o tym świadczyć wypowiedź trenera sprzed miesiąca: "Irytuje mnie, że moi zawodnicy są słabi psychicznie i nie potrafią w meczach u siebie zdominować na boisku przeciwnika choćby za pomocą ostrzejszego faulu".

Trener, który ma dobry kontakt z piłkarzami raczej nie wypowiada takich słów w mediach...

>>>Smuda: Beenhakkera o pomoc nie prosiłem

Napływające z Holandii informacje to miód na serca piłkarzy Lecha, którzy w środę muszą wygrać w Rotterdamie, by awansować do 1/8 finału. Za zwycięstwem Polaków przemawia naprawdę wiele argumentów. Nie dość, że Feyenoord gra beznadziejnie, to jeszcze z Lechem nie wystąpią kontuzjowani gwiazdorzy: Denny Landzaat, Danny Buijs, Serginho Greene, Jonathan De Guzman, Jon Dahl Tomasson i Kevin Hofland. Jakby tego mało, kilku następnych zawodników może usiąść na ławce, bo Verbeek chce oszczędzać ich na weekendowy mecz z PSV Eindhoven. Można go zrozumieć - to spotkanie jest dla Holendra bardzo ważne, inaczej niż mecz z Lechem. Przecież nawet jeśli Feyenoord pokonałby zespół Franciszka Smudy, to i tak nie miałby szans na awans z grupy.

"Mimo wielu argumentów przemawiających za Lechem, apeluję do piłkarzy z Poznania, by nie zlekceważyli Feyenoordu. To naprawdę niezła drużyna, która przegrała kilka meczów w tym sezonie nie dlatego, że była słaba, a przez brak szczęścia. A los zawsze może się w końcu do nich uśmiechnąć" - mówi nam Arkadiusz Radomski, piłkarz holenderskiego NEC Nijmegen.

Pomocnik Lecha Sławomir Peszko zapewnia, że nie potraktują rywali ulgowo przez wzgląd na ich słabe wyniki - pisze DZIENNIK.

Reklama

>>>"Z Deportivo zagraliśmy bez kompleksów"

"Znamy swoją wartość i wiemy, że możemy pobić rywali, ale to nie znaczy, że zagramy z nimi na pół gwizdka. Jeszcze ten jeden raz wykrzesamy z siebie 120 procent normy" - zapowiada Peszko. I dodaje, że mimo grania niemal co trzy dni lechici nie są zmęczeni fizycznie. "Za to psychicznie trochę tak. Szczególnie uciążliwe jest dla nas to ciągłe podróżowanie i mieszkanie w hotelach. Czy zabieram sobie z nich na pamiątkę ręczniki? Nie, nie jestem kolekcjonerem" - uśmiecha się Peszko.

Jeśli Lech awansuje dalej, będzie pierwszą polską drużyną od 2003 roku, która zagra na wiosnę w pucharach. Ostatnio dokonali tego zawodnicy Wisły Kraków, którzy toczyli w Pucharze UEFA zacięte boje z Parmą, Schalke i Lazio.

Promocja oznaczałaby dla wielkopolskiej drużyny pokaźny zastrzyk finansowy. Lech już zarobił za udział w pucharach pół miliona euro, jeżeli przejdzie do 1/8 finału, to dostanie przynajmniej drugie tyle.