>>>Janusz Wójcik: Jestem niewinny

Wawrzyniak jest kluczowym świadkiem prokuratury w sprawie łapówek przekazywanych przez Świt w sezonie 2003/04. Sam postanowił pojechać do Wrocławia. "To od moich zeznań zaczęła się seria zatrzymań, która trwa do dzisiaj" - mówi człowiek, który sprowadzał do Świtu sponsorów.

Reklama

Świadek twierdzi, że początkowo Świt nie mógł ustawiać meczów, bo działacze z Nowego Dworu nie mieli odpowiednich koneksji. Dlatego właściciel klubu Wojciech Sz. wściekał się widząc, jak Świt jest "kręcony" przez sędziów. Wszystko zmieniło się, gdy trenerem nowodworzan został Janusz Wójcik.

Czy Wójcika zatrudniono dlatego, że to bardzo dobry i doświadczony trener? Wawrzyniak zaprzecza. "Wójcik nawet treningów z piłkarzami zbyt często nie prowadził. Robił to jego asystent. Raz ktoś zapytał Wójcika, dlaczego skoro jest pierwszym trenerem, to w ogóle nie bierze udziału w zajęciach? Odparł, że on tu nie jest od trenowania, tylko od załatwiania" - opowiada.

Kto wręczał arbitrom pieniądze? "Najczęściej Janusz Wójcik albo dyrektor Andrzej L. Z reguły sędzia dostawał 20-30 tysięcy złotych. Ale bywało i więcej, bo niektóre spotkania obstawialiśmy dwutorowo. Chcieliśmy mieć wszystko pod kontrolą. Dlatego czasem próbowaliśmy docierać do sędziego i kilku piłkarzy rywala" - kontynuuje Wawrzyniak.

Aż 100 tysięcy złotych poszło jego zdaniem na ustawienie meczu z Lechem Poznań. Policja już zatrzymała jednego piłkarza "Kolejorza", Zbigniewa W., za ustawienie tego spotkania. "Ale nie tylko on sprzyjał w tamtym meczu Świtowi. Bo dla piłkarzy było 70 tysięcy. Reszta miała trafić do sędziego. We wrocławskiej prokuraturze zeznałem, że według mojej wiedzy arbiter wziął 30 tysięcy za pomoc Świtowi w tym meczu" - mówi Wawrzyniak. Świadek twierdzi, że na własne oczy widział, jak arbiter wziął pieniądze. Zresztą sam je wcześniej pakował. "Wszedł do pokoju, schował pieniądze do takiej małej sportowej torby i wyszedł" - relacjonuje.

Pieniądze pakowano w koperty w klubie i dzień przed meczem wręczano sędziom. Po raz pierwszy miało się to stać wiosną 2004 w meczu z GKS, który Świt wygrał 1:0. "<Wujo> już działał. Choć wtedy podobno sędziemu pieniądze miał wręczyć osobiście Sz. w jednej z warszawskich restauracji. To było 20 tysięcy, wiem, bo sam je pakowałem" - mówi Wawrzyniak. Potem Świt ustawił jeszcze inne mecze, wszystkie w podobny sposób.