Po piętnastu latach wrócił pan do Białegostoku i od razu publiczność oszalała na pana punkcie. "Franek, Franek, łowca bramek" - skandowano bez przerwy...
Powietrze w Białymstoku mi służy. W ogóle w Polsce czuję się najlepiej. Jestem szczęśliwy po tym występie, ale przeżyłem już za dużo wzlotów i upadków w swojej karierze, aby popadać w euforię. Nie świętowałem tych dwóch goli. Poszliśmy z żoną na dobrą kolację i tyle. Prawdziwym testem dla mnie i moich kolegów będą najbliższe mecze z Lechem i Legią. Wtedy się okaże, ile jesteśmy warci.
Najwięksi optymiści byli w stanie zakładać się, że będzie hat trick...
Przykro mi, że zawiodłem. Ale była szansa. Przy stanie 2:0 próbowałem przerzucić piłkę nad bramkarzem. Zrobiłem taką podcinkę w moim stylu, zgodnie ze wszystkimi kanonami. Nie wiem, dlaczego nie wpadło. Chyba byłem o metr za blisko od rywala.
Wręcz rewelacyjnie zagrał u pana boku Kamil Grosicki. Obie bramki zdobył pan po jego akcjach. Wygląda na to, że nie będzie pan jedyną gwiazdą Jagiellonii...
Kamil jest bardzo zdolny, tak szybki, że jak się odwróci z piłką w kierunku bramki, to rywale oglądają jego plecy. Zaskoczył mnie jednak tymi dobrymi podaniami. Podczas treningów nawet bez udziału obrońców nigdy nie dogrywał piłki tak dokładnie.
To pan jest taki dobry czy polska liga taka słaba? Nie udało się panu przebić w drugiej lidze angielskiej, a tu od razu jest pan gwiazdą.
Nie da się porównać drugiej ligi angielskiej do naszej ekstraklasy. Po prostu gra się tam zupełnie inaczej. Trudno powiedzieć czy lepiej, inaczej. W Championship dominuje przede wszystkim walka fizyczna. Aby się przebić, trzeba być bardzo mocnym, dobrze zbudowanym. I jeszcze przepychać się w polu karnym, szarpać, walić łokciami. To nie dla mnie, ja tego nie potrafię.
Dzień przed meczem Jagiellonia ogłosiła, że pan nie wystąpi. Podobno doznał pan poważnej kontuzji.
Miałem nie grać w tym pierwszym meczu, ale jakoś się przemogłem. A tak naprawdę to była taka mała zasłona dymna. Chcieliśmy wprowadzić trochę zamieszania w drużynie rywala i chyba się udało. Zagraliśmy bardzo dobrze tylko w pierwszej połowie, ale liczę, że za tydzień w Poznaniu przeciwko Lechowi zaprezentujemy taki styl przez 90 minut.
Kibice w Białymstoku zaczęli się zastanawiać, czy ma pan szansę dogonić Pawła Brożka w klasyfikacji strzelców.
Brakuje mi do niego dziesięciu goli. Hm.... Chyba powalczę z nim przyszłym roku.
W przyszłym roku Jagiellonia będzie przecież grać w drugiej lidze. Zapomniał pan, że PZPN zdecydował o degradacji?
Nikt w Białymstoku nie wierzy, że jednak dojdzie do tego. Klub się odwołuje i wiele wskazuje na to, że kara zostanie złagodzona. Jest ona przecież nieadekwatna do winy.
"Powietrze w Białymstoku mi służy. W ogóle w Polsce czuję się najlepiej. Jestem szczęśliwy po tym występie, ale przeżyłem już za dużo wzlotów i upadków w swojej karierze, aby popadać w euforię. Nie świętowałem tych dwóch goli. Poszliśmy z żoną na dobrą kolację i tyle" - opowiada DZIENNIKOWI o swoim powrocie do ekstraklasy Tomasz Frankowski.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama